Pusty stadion, święty spokój

Mecz bez widzów jest jak trening.

Publikacja: 01.10.2013 23:02

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Słychać piłkarzy, a nie kibiców, co zresztą czasami bywa ciekawsze. Zamknięcie stadionu jest karą, która ma charakter represji, bez większych nadziei na resocjalizację skazanych. Jest to też odpowiedzialność zbiorowa. Garstka nabroiła a cierpią wszyscy. Mimo to wojewodowie, PZPN, FIFA i UEFA zamykają stadiony, dzięki czemu mają święty spokój. Ale gniew trybun narasta i wcześniej czy później wybuchnie.

Bez publiczności grała ostatnio Cracovia z Pogonią, w czwartek Legia grać będzie z Apollonem, a niebawem reprezentacja Polski przeciw Ukrainie w Charkowie. Każda z tych sytuacji to osłabienie gospodarza, którego wina polega tylko na tym, że ma grupę nieodpowiedzialnych kibiców.

Kary nie powinni ponosić piłkarze ani kibice niewchodzący w konflikt z prawem, których na każdym stadionie jest większość. Powinno karać się tylko tych, którym udowodniono złamanie przepisów. Jak ktoś nie umie się zachować, to się go nie dopuszcza do towarzystwa.

W Polsce niestety łatwo ominąć zakaz stadionowy. Jestem za karami finansowymi, a jeśli kogoś nie stać, to niech odpracuje.

Ostatnio sąd w Katowicach orzekł takie kary wobec kibiców Ruchu za odpalenie rac. Zastanawia mnie, w jaki sposób, przy drobiazgowej kontroli na przejściach, można wnieść na stadion race. Mam podejrzenie, że ci, którzy je wnoszą, nie robią tego w dniu meczu. Na niektórych stadionach (i to tych nowych) kluby kibica mają swoje pokoje, w których trzymają rozmaite akcesoria. Oczywiście w porozumieniu z władzami klubu, który w ten sposób wykazuje wolę współpracy. Na ile jednak jest to współpraca opierająca się na lojalności i zaufaniu, tego nie wiem. Nie wydaje mi się, aby jakikolwiek klub godził się na przetrzymywanie na swoim stadionie środków pirotechnicznych, wiedząc, że to on, a nie kibice będzie musiał zapłacić karę.

Kilka lat temu policja znalazła środki pirotechniczne w samochodzie rzecznika prasowego jednego z najpotężniejszych klubów w kraju. On ich nie wwoził na stadion w kwietniu, żeby sobie czekały do sylwestra. Pracownicy klubu odpowiedzialni za kontakty ze zorganizowanymi grupami kibiców znajdują się czasami pod presją. Patrzą przez palce, bo nie mają wyjścia. Pewnie się boją.

W tym roku minęło 20 lat od dnia, w którym PZPN pierwszy raz zamknął stadion Wojska Polskiego. Podczas meczu pucharowego kibice Legii naubliżali i grozili sędziom, więc związek nie miał wyjścia. Zamknął stadion na mecz ligowy Legia – Górnik, przypadający w Wielką Sobotę 1993 roku. Kilka tygodni później, w niezwykłych okolicznościach ostatniej kolejki, Legia zdobyła mistrzostwo Polski, które jej PZPN odebrał. Od tej pory związek stał się na Łazienkowskiej wrogiem nr 1. Teraz doszła do niego UEFA. Pokrzywdzonymi są piłkarze i normalni kibice.

Słychać piłkarzy, a nie kibiców, co zresztą czasami bywa ciekawsze. Zamknięcie stadionu jest karą, która ma charakter represji, bez większych nadziei na resocjalizację skazanych. Jest to też odpowiedzialność zbiorowa. Garstka nabroiła a cierpią wszyscy. Mimo to wojewodowie, PZPN, FIFA i UEFA zamykają stadiony, dzięki czemu mają święty spokój. Ale gniew trybun narasta i wcześniej czy później wybuchnie.

Bez publiczności grała ostatnio Cracovia z Pogonią, w czwartek Legia grać będzie z Apollonem, a niebawem reprezentacja Polski przeciw Ukrainie w Charkowie. Każda z tych sytuacji to osłabienie gospodarza, którego wina polega tylko na tym, że ma grupę nieodpowiedzialnych kibiców.

Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne