FIFA co kilka lat zmienia zasady dotyczące tego, kto w pierwszym meczu powinien wystąpić. Najczęściej byli to gospodarze lub aktualni mistrzowie świata. Ale ktokolwiek grał, były to zwykle kiepskie, nudne mecze, w których padało mało bramek albo nie było ich wcale. Tylko kiedy - tak jak dziś- mundial rozpoczynają gospodarze, zwłaszcza tacy, którzy znajdują się w gronie faworytów, sprawy mają się inaczej.
Mało kto przejął się przed czterema laty meczem RPA – Meksyk (1:1). Gospodarzy wymieniano w grupie tych afrykańskich państw, które wreszcie na „swoich" stadionach pokażą światu futbolową moc kontynentu. Ale RPA zawiodła, a potem także inne afrykańskie reprezentacje ?i świat przeszedł nad tym ?do porządku dziennego.
W przypadku gigantów emocje są od początku. Pamiętam rozczarowanie, jakie towarzyszyło ?w roku 1966 pierwszemu meczowi Anglii.
Anglicy dostali te mistrzostwa na stulecie powstania krajowej federacji, pierwszej na świecie. Przez wiele z tych stu lat stanowili punkt odniesienia dla wszystkich, którzy uprawiali piłkę nożną. Jeśli nawet nie pod względem umiejętności gry, to kultury i tradycji. Dochodziła do tego celebra związana z obchodami stulecia i meczem na Wembley Anglia – Reszta Świata w roku 1963. Na mundialu też było Wembley, królowa Elżbieta w loży, „Pomp and Circumstance" Edwarda Elgara jako muzyka najbardziej odpowiadająca duchowi imperium brytyjskiemu.
A potem na boisko wyszli angielscy piłkarze i po słabym meczu z trudem zremisowali z Urugwajem 0:0. Dopiero wtedy trener Alf Ramsey przejrzał na oczy i zaczął zmieniać to, co do tej pory wydawało mu się idealne. Finał znamy – mistrzostwo świata.