Reklama
Rozwiń
Reklama

Nawet duch nie pomógł

Mecz otwarcia ma znaczenie dla kolejności w grupie, ale jeszcze ważniejsze jest to, czego gołym okiem nie widać.

Publikacja: 13.06.2014 01:44

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala

FIFA co kilka lat zmienia zasady dotyczące tego, kto w pierwszym meczu powinien wystąpić. Najczęściej byli to gospodarze lub aktualni mistrzowie świata. Ale ktokolwiek grał, były to zwykle kiepskie, nudne mecze, w których padało mało bramek albo nie było ich wcale. Tylko kiedy - tak jak dziś- mundial rozpoczynają gospodarze, zwłaszcza tacy, którzy znajdują się w gronie faworytów, sprawy mają się inaczej.

Mało kto przejął się przed czterema laty meczem RPA – Meksyk (1:1). Gospodarzy wymieniano w grupie tych afrykańskich państw, które wreszcie na „swoich" stadionach pokażą światu futbolową moc kontynentu. Ale RPA zawiodła, a potem także inne afrykańskie reprezentacje ?i świat przeszedł nad tym ?do porządku dziennego.

W przypadku gigantów emocje są od początku. Pamiętam rozczarowanie, jakie towarzyszyło ?w roku 1966 pierwszemu meczowi Anglii.

Anglicy dostali te mistrzostwa na stulecie powstania krajowej federacji, pierwszej na świecie. Przez wiele z tych stu lat stanowili punkt odniesienia dla wszystkich, którzy uprawiali piłkę nożną. Jeśli nawet nie pod względem umiejętności gry, to kultury i tradycji. Dochodziła do tego celebra związana z obchodami stulecia i meczem na Wembley Anglia – Reszta Świata w roku 1963. Na mundialu też było Wembley, królowa Elżbieta w loży, „Pomp and Circumstance" Edwarda Elgara jako muzyka najbardziej odpowiadająca duchowi imperium brytyjskiemu.

A potem na boisko wyszli angielscy piłkarze i po słabym meczu z trudem zremisowali z Urugwajem 0:0. Dopiero wtedy trener Alf Ramsey przejrzał na oczy i zaczął zmieniać to, co do tej pory wydawało mu się idealne. Finał znamy – mistrzostwo świata.

Reklama
Reklama

Sytuacja Brazylii dziś jest jeszcze gorsza niż Anglii wówczas. Piłkarze są pod potrójną presją:

1. sportową – bo wszyscy oczekują od nich zdobycia tytułu mistrza świata na swoich stadionach;

2. ekonomiczną – bo zwycięstwo może zakończyć protesty Brazylijczyków na ulicach, a porażka je podsycić;

3. historyczną – bo mimo upływu lat pamięta się wciąż porażkę Brazylii z Urugwajem w finale mundialu 1950, na stadionie Maracana, który miał się stać miejscem wiecznej chwały, a stał się pomnikiem hańby. W tym roku finał też będzie na Maracanie. Brazylia nie przeżyje (i parę osób pewnie też), jeśli nie wygrają w nim Canarinhos. Zaczęli szczęśliwie.

Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
warszawa
Ośrodek Nowa Skra w pigułce. Miasto odpowiada na pytania dotyczące inwestycji
Sport
Liga Mistrzów. Barcelona – PSG: obrońcy trofeum wygrali rzutem na taśmę
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama