Z myślą o medalu w Berlinie Korzeniowski trenował od początku czerwca, a na słupku stawał wczoraj jako lider europejskiego rankingu na tym dystansie.
– Byliśmy na tygodniowym obozie pod Barceloną, a potem, w lipcu, przez trzy tygodnie przygotowywaliśmy się w ośrodku olimpijskim w Kolorado, gdzie trenuje także Michael Phelps. Trening został zrealizowany w stu procentach – mówił „Rz" trener Robert Białecki, który od kilku lat współpracuje tylko z Korzeniowskim, poświęcając mu całą uwagę i wiedzę.
Przed mistrzostwami Korzeniowski deklarował, że to jego pożegnanie z dwusetką, którą u progu trzydziestki chce zamienić na dystans o połowę krótszy, mniej obciążający dla „starzejącego się organizmu". Może jednak zmienić zdanie, zwłaszcza że specjaliści, m.in. trener Śląska Wrocław Piotr Albiński, uważają, że do 200 m stworzyła go natura (Korzeniowski ma niespotykaną pojemność płuc – 11 litrów, podczas gdy norma to 5–6 litrów).
– Paweł to dziś dojrzały zawodnik, który do perfekcji opanował poszczególne elementy wyścigu, np. doskonale wpada na ścianę. Potrafi też świetnie rozpoznać basen – mówi Otylia Jędrzejczak, która z Korzeniowskim trenowała osiem lat, od 2003 r. 29-letni pływak powiedział sobie w zeszłym roku, że jeśli na mistrzostwach świata w Barcelonie nie zdobędzie medalu, kończy karierę. Na szczęście miał srebro.
Szczególnych wzruszeń możemy się spodziewać w sobotę, kiedy w finałach powinniśmy zobaczyć Radosława Kawęckiego na 200 m stylem grzbietowym, Konrada Czerniaka i Pawła Korzeniowskiego na 100 m motylkiem, Aleksandrę Urbańczyk na 50 m st. grzbietowym i sztafetę 4 x 200 m st. dowolnym. W idealnym scenariuszu zdobędziemy pięć medali, a realnie trzy – Kawęcki, Czerniak i Korzeniowski.