Na 10 km stylem klasycznym Justyna Kowalczyk pobiegła w Davos ze znaną ambicją, ale nogi niosły polską mistrzynię tylko do połowy dystansu. Im bliżej mety, tym było gorzej.
Wyszło 7. miejsce, za tymi samymi co zawsze: niezmordowaną Theresą Johaug, niezniszczalną Marit Bjoergen i jeszcze Finką Kerttu Niskanen, dwiema Szwedkami i kolejną Norweżką.
Narzekań jednak nie usłyszano, narty pani Justyny posmarowane były dobrze, trasa w sam raz, buty nie robiły niespodzianek – po prostu formy na skróty zbudować nie można.
W sprincie krokiem łyżwowym Polka oddała w niedzielę pole niemal bez walki – 53. miejsce na 69 uczestniczek kwalifikacji, strata ponad 14 sekund do liderki Ingvild Flugstadt Oestberg i można było się pakować.
Odrobinę pociechy dał nam start sprinterski Macieja Staręgi – Polak przeszedł kwalifikacje i ćwierćfinał, w półfinale był blisko awansu, zajął 9. miejsce, drugi raz zdobył punkty PŚ.