Siedmiokilometrowa pętla wijąca się wśród wzgórz w Ardenach niemal co roku gwarantuje wielkie emocje. Wizytówką wyścigu jest nieprzewidywalna pogoda, czasami pada tylko nad jednym fragmentem najdłuższego toru w F1, co powoduje ból głowy u strategów i kierowców, próbujących dobrać jak najlepsze ogumienie do aktualnych warunków. Emocji w Belgii doda też nowy przepis: to pierwszy wyścig, w którym kierowcy nie będą mogli korzystać z technicznych podpowiedzi inżynierów tuż przed startem. Dotychczas musieli polegać na swoim wyczuciu przy ustawianiu parametrów sprzęgła.

Tor Spa-Francorchamps w porównaniu z wersją z lat 50. i 60. został skrócony o połowę, ale jego wizytówka pozostała. Kompleks Eau Rouge/Raidillon to unikalne łuki, które zawodnicy starają się pokonać pełnym gazem, podjeżdżając na 50-metrowe wzgórze ze ślepym zakrętem na szczycie.

– Na dole czujesz, jak wszystko w brzuchu ci opada, na górze podjeżdża do gardła, a ty pędzisz z prędkością 320 km/godz – barwnie opisuje to miejsce lider punktacji Lewis Hamilton. – Jako dziecko dużo grywałem na komputerze i to był mój ulubiony tor. Kiedy w rzeczywistości pierwszy raz przejeżdżałem przez Eau Rouge, pomyślałem tylko „wow!” – dodaje ubiegłoroczny zwycięzca Grand Prix Belgii, Daniel Ricciardo.
Ostatni wyścig przed wakacyjną przerwą, na rozgrzanym od słońca i emocji Hungaroringu, przyniósł drugi w tym sezonie triumf Sebastiana Vettela. Ekipę Ferrari dubletu pozbawił defekt w samochodzie Kimiego Raikkonena, który tuż przed weekendem w Spa przedłużył umowę ze Scuderią na sezon 2016. Fin aż cztery ze swoich 20 zwycięstw w Formule 1 odniósł właśnie w Belgii, ale w najbliższy weekend faworytami będą kierowcy Mercedesa.
Hamilton i Nico Rosberg drugi rok z rzędu rozdają karty, ale tym razem rywalizacja między nimi jest bardziej jednostronna. Mistrz świata znacznie poprawił swoją formę w kwalifikacjach i w dziesięciu wyścigach aż dziewięć razy ruszał z pole position. Jego zespołowy partner traci do niego co prawda 21 punktów – do odrobienia w jeden weekend, bo zwycięstwo warte jest 25 – ale taka sama różnica dzieli go od trzeciego w klasyfikacji Vettela.

Poprzedni wyścig od początku nie układał się po myśli Hamiltona, który już na pierwszym okrążeniu zwiedzał pobocze i spadł na dziesiątą pozycję. Rosberg miał szansę na zmniejszenie strat, ale nie potrafił powalczyć o zwycięstwo z duetem Ferrari. Po raz pierwszy od półtora roku na podium nie stanął żaden kierowca Mercedesa.
Ale nie zanosi się na to, by na dłuższą metę ktokolwiek był w stanie popsuć szyki kierowcom Mercedesa. Red Bull liczy na planowane na połowę października poważne poprawki w silnikach Renault, a McLaren już w Belgii dostanie zmodyfikowane jednostki Hondy. Nie będzie to miało wpływu na walkę w czołówce, gdzie Ferrari i w mniejszym stopniu Williams będą próbowały podgryzać Mercedesa i wykorzystywać potknięcia mistrzów świata. Pierwsza okazja już w niedzielę, na uwielbianym przez kierowców i kibiców torze Spa-Francorchamps.