Dla Ruchu w samo okienko trafił Patryk Lipski. Coś takiego jak w niedawnym spotkaniu z Podbeskidziem Michał Żyro dla Legii.
Pewnie wielu czytelników, oglądających w całej Polsce mecze na różnych poziomach rozgrywek, dodałoby do tej listy sporo równie efektownych goli. Ile razy, patrząc na lokalnych bohaterów, choćby i z klubów A-klasy, myślimy, że gdyby trafili do większych, mieliby lepszych partnerów i trenerów, ani chybi zagraliby w reprezentacji.
Takie myślenie to święte prawo kibica. Zresztą, czasami rzeczywiście bohaterowie lokalni stają się ogólnopolskimi idolami. Częściej kończy się to jednak jak w przypadku Grzegorza Piechny, czyli popularnego „Kiełbasy". Opoczno, Tomaszów Mazowiecki, a nawet Kielce to nie to samo co Wembley. Piechna wykorzystał swoje możliwości.
Na ogół jednak te wszystkie strzały, po których piłka „zdejmuje pajęczynę" z górnych rogów, czyli „okienek" bramek, to szczęśliwy zbieg okoliczności, a nie efekt wyjątkowych umiejętności.
Nawet najwięksi przyznawali, że miewali sporo szczęścia. Kazimierz Deyna mówił, że strzelając, starał się celować w słupek bramki, najlepiej najbliżej poprzeczki. Raz się udawało, innym razem nie.