W piłkarskiej ekstraklasie przyszła moda na retro. Obserwując nazwiska, które przewijają się przy okazji rozmów o klubach ligi, można odnieść wrażenie, że cofnęliśmy się w czasie do lat 90. W Górniku Zabrze, który jest na ostatnim miejscu w tabeli, pożegnano wczoraj trenera Leszka Ojczyńskiego. Jego następcą – według informacji płynących z Zabrza ma to być nominacja tymczasowa – został Jan Żurek.
To będzie trzecie podejście Żurka, który ostatnio prowadził małe śląskie drużyny (m.in. Iskra Pszczyna czy LZS Piotrówka), do klubu, którego jest wychowankiem, aczkolwiek nigdy nie zagrał w jego barwach w ekstraklasie. Żurek prowadził Górnika już w 1996 roku, a także w latach 1997–2000. To jednak postać z minionej epoki. Tymczasem tacy fachowcy zaczynają być nagle w lidze w cenie.
W Śląsku Wrocław zwolnionego w grudniu Tadeusza Pawłowskiego zastąpił inny weteran lat 90. – Romuald Szukiełowicz. Kolejny trener, który dwie dekady temu przewijał się przez coraz to inne kluby ligowe – od Pogoni i Lecha poprzez Hutnika Kraków i Stomil Olsztyn, których dziś trzeba szukać w tabelach niższych lig. W Wiśle Kraków – z której właśnie pogoniono wspomnianego Pawłowskiego – coraz głośniej o tym, że szkoleniowcem, który podejmie się ratowania klubu przed spadkiem, jest kolejna postać, która wydawała się już po drugiej stronie rzeki: Franciszek Smuda.
Żurek poprowadzi Górnika w sobotę wieczorem przeciwko Legii w Warszawie. Zacznie więc od skoku na głęboką wodę. Szczególnie że Legia po kompromitacji w Niecieczy (0:3 z Termaliką) nie może pozwolić sobie na stratę punktów.
Wątpliwe, by Żurek miał dłużej zagrzać miejsce w Zabrzu. Już się mówi, że na jego następcę szykowany jest Kazimierz Moskal albo Dariusz Dźwigała. Według tygodnika „Piłka Nożna" Moskal miałby pracować w Zabrzu w duecie z Radosławem Sobolewskim – czynnym 39-letnim piłkarzem Górnika.