Relacja z Rio de Janeiro
Dźwiganie żelaza odbywa się w drugim pawilonie Riocentro – ośrodka położonego, wbrew nazwie, na przedmieściach. Pavillion 2 to, jak pozostałe (3, 4 i 5), wielka hala z rampą wyglądająca na solidny magazyn wszystkiego. Dużo siatki, ogrodzeń, szumiących od klimatyzacji kontenerów, brama wjazdowa z budowlanych prętów i namioty kontroli osobistej. W poniedziałkowy późny wieczór przy rampie stały dwie karetki pogotowia, ale paniki nie było. Trochę zamieszania, chyba wezwanie bez powodu, bo wkrótce czerwone lampy zgasły i karetki odjechały.
W środku pawilonu prowizoryczne trybuny z prętów i palet, trochę wielkich kotar i przepierzeń w celu organizacji przestrzeni. Dobry brazylijski przykład, jak zrobić igrzyska sposobem gospodarczym. Pomost ciężarowy nawet elegancki, w zieleni, dwa wielkie ekrany po bokach, jeszcze większa tablica świetlna nad głową dźwigających. W podeście schowana kamera, by chwytać grymasy siłaczy i siłaczek w chwili próby.
Publiczność w liczbie paru setek czeka. Są wolne miejsca. Podnoszenie ciężarów frekwencji na igrzyskach nie poprawi. Na ekranach zegar odlicza minuty, wolontariusze szykują sztangę i kolorowe krążki, magnezja jest w pojemniku. Gra głośno muzyka, kilka chwil przed startem pojawia się pani z mikrofonem i zachęca, by napinać mięśnie do kamer, to ekrany pokażą i będzie weselej.
Jest weselej, gdy obiektyw znajduje mocno napakowanego osobnika w dresie reprezentacji USA. Gdy zegary pokazują 10 minut do startu, na pomost wchodzą pojedynczo ciężarowcy, według list startowej. Dziewiątka najsilniejszych na świecie w kategorii do 105 kg (ekran informuje: Masculino 105 kg), W niej dwóch Polaków, Bartłomiej Bonk i Arkadiusz Michalski, także dwóch Uzbeków, Ormianin, Łotysz, Irańczyk, Kazach z Białorusi i Chińczyk. Kłaniają się, schodzą.