Drużyny te spotykały się trzykrotnie. W Warszawie padł remis 1:1, w Niecieczy gospodarze wygrywali dwukrotnie: 3:0 i 2:1. Jakoś trudno przyjąć do wiadomości, że wiejska drużyna jest lepsza od mistrza Polski ze stolicy kraju, ale wyniki o tym świadczą. Co z tego, że piłkarze Legii trzymali piłkę dwa razy dłużej niż gospodarze, skoro nie wiedzieli, co z nią zrobić. A kiedy ma się taką przewagę, nietrudno o błędy w obronie przy kontratakach przeciwnika.

Legię właśnie to spotkało. Komentatorzy w Canal Plus mieli wątpliwości, czy sędzia podjął słuszną decyzję, przyznając Termalice drugi rzut karny. Pytany o to napastnik Wojciech Kędziora powiedział, że poczuł nogę przeciwnika na swojej, wiedział, że niczego w tej akcji już nie zrobi, więc się przewrócił. „Lata praktyki" – stwierdził szczerze.

Kędziora nie złamał żadnych zasad, nikogo nie oszukał. Nadarzała się okazja, więc ją wykorzystał. Dał sędziemu powód do odgwizdania jedenastki, a do arbitra też nie można mieć pretensji. 35-letni napastnik, który zjadł zęby na boiskach Gliwic, Lubina i Niecieczy, okazał się cwańszy od piłkarzy Legii, mających od środy bronić w Europie honoru polskiej ligi.

W przypadku większości legionistów też można mówić o „latach praktyki", a mimo to grają jak ślepy muzyk w przejściu podziemnym przy Dworcu Wschodnim. Każdy sobie. Trener im w tym nie pomaga. W każdym meczu na boisko wychodzi inny skład. Besnik Hasi szuka, ale znaleźć nie może. Nagle do pierwszego składu wrócił Jakub Rzeźniczak. Nie pokazuje się Maciej Dąbrowski, którego sprowadzono z Lubina jako następcę Igora Lewczuka. Na razie Dąbrowski wsławił się kilkoma kiksami i sfaulowaniem własnego bramkarza. Doszedł Jakub Czerwiński, który nie wyróżniał się w Szczecinie.Patrząc na irytującą Legię, myślimy o jej środowym spotkaniu z Borussią Dortmund. Wbrew pozorom nie musi się ono skończyć tak jak w Niecieczy. Do drużyny mogą wrócić: Michał Pazdan, Tomasz Jodłowiec i Michał Kucharczyk. Może Borussia będzie miała taką przewagę posiadania piłki jak Legia w Niecieczy, a to powinno dać mistrzom Polski szanse na kontry, łatwiejsze niż atak pozycyjny.

O tym, że warto walczyć do końca, przekonali się piłkarze Górnika Łęczna. W 25. minucie przegrywali w Gliwicach 0:3. Piast czuł się jak Polacy prowadzący w Astanie 2:0 i podobnie skończył. Górnicy wyrównali na 3:3, a dwie bramki strzelili w doliczonym czasie. Pan Kazimierz ze swoim „dopóki piłka w grze" pozdrawia z zaświatów.