Korespondencja z Lahti
Pod dużą skocznią po konkursie fińscy widzowie rozchodzili się szybko (na niektórych czekała jeszcze codzienna dyskoteka), ale odwrót medalistów trwał długo. Trwały wywiady z bohateremi wydarzeń, z tym najważniejszym dla Polaków – Piotrem Żyłą. Z nim było najtrudniej.
– Jestem w szoku, ale powoli wiem, gdzie jestem i jak się nazywam. Mówiłem przed zawodami, że jestem brązowym koniem. Nie pamiętam, jak wyglądały obie serie. Koncentrowałem się na tym, co mam zrobić na skoczni. I chyba udało się to zrobić. Tyle w życiu przeżyłem, tyle różnych rzeczy... nie wiem w sumie. To coś całkiem co innego niż w Turnieju Czterech Skoczni – mówił, ale nie była to jedna wypowiedź, tylko zdania klejone z wielu wycinków, między długim pauzami.
Dyrektor Adam Małysz, czujący się, nie bez podstaw, duchowym opiekunem medalisty, w końcu poprosił dziennikarzy: – Dajcie mu na razie spokój, jeszcze ma przed sobą konferencję prasową, ale na niej wiele więcej wam nie powie, jest ogromnie zmęczony i naprawdę przeżywa zwycięski szok, nie bardzo umie się pozbierać. Dopiero jak się prześpi, odpocznie, będzie w stanie zebrać myśli.
Konferencja minęła mniej więcej tak, jak mówił mistrz Adam. Wzruszenie nadal odbierało mowę skoczkowi, dobrze, że w takiej chwili nie zapomniał całkowicie angielskiego, choć w obu językach powtórzył: – Dobrze skoczyłem, wiem, ale jak to zrobiłem, nie pamiętam. Mamy dobrą drużynę, będziemy w sobotę walczyć o medal.