Korespondencja z Pjongczangu
Trener Stefan Horngacher wysłał na dwa dni treningów całą piątkę. Już po seriach środowych wiedział, że najsłabszy w grupie jest wciąż Piotr Żyła, w czwartek zdania nie zmienił, bo nie mógł. Wystawi na piątkowe kwalifikacje (początek o 13.30 czasu polskiego) tę samą czwórkę, która startowała na skoczni normalnej: Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Stefan Hula i Maciej Kot.
– Trener już po drugim skoku treningowym powiedział mi, że nie wezmę udziału w kwalifikacjach. Jest mi smutno, ale taki jest sport. Z moimi skokami stało się coś niedobrego. Nie umiałem znaleźć równowagi. To był największy problem. Do nikogo nie mam pretensji. Do siebie też nie. Nie myślę już o konkursie drużynowym. Oni będą walczyć o medale, będę im kibicował – mówił Żyła.
Stoch skakał w czwartek tylko dwa razy. Więcej nie trzeba było. W pustawej scenerii, ale przy głośnej muzyce, w drugiej próbie poleciał jak nikt inny aż 139,5 m (ze skróconego rozbiegu), można było bić brawo i uwierzyć, że zaprzyjaźnił się ze skocznią na dobre.
– Cieszę się, że wkładam kolejne cegiełki do muru pewności siebie. Skaczę tu z łatwością. Trener zapytał, czy chcę skakać trzeci raz. Odpowiedziałem, że wystarczy. Skupiam się na tym, na czym muszę, reszta wychodzi sama – komentował lider drużyny.