Potem miała obowiązki wobec mediów w związku z naborem nowych twarzy do rozgrywek World Team Tennis. Ze słowackim artystą Jaro Kralikiem szykowała kolejną wystawę na Roland Garros, a z Tennis Chanel podpisywała kontrakt komentatorski i omawiała szczegóły współpracy.

Jak sama twierdzi, wyniesiona z kortów taktyka serve and volley idealnie się nadaje, by być sposobem na całe życie. Choć w jej rozkład zajęć trudno wkleić choć kwadrans odpoczynku, nie rezygnuje w zasadzie z żadnej formy aktywności. Zajęciem, które kocha najbardziej, jest coaching. Znana jest z tego, że doradza każdemu młodemu profesjonaliście, który ją o to poprosi. Potrafi przerwać swój trening, gdy uzna, że warto podpowiedzieć amatorowi na sąsiednim korcie: „Hej ty, a spróbuj może trzymać rakietę w ten sposób…!”

Dumna, że sama wciąż gra, uczy się nowych technik odbicia i technologii sprzętowych, zastanawia się, jak dziś najskuteczniej wszystkie te wynalazki wykorzystywać. Z żalem stwierdza, że nawet najlepszy specjalista stylu serwis – siatka nie miałby we współczesnym tenisie żadnych szans: „Naciągi, rakiety, rotacje i siła fizyczna grających całkowicie odmieniły nasz sport. Równowaga pomiędzy siłą a finezją została zakłócona i tego się nie da odwrócić. Każdy śmiałek biegnący w kierunku siatki jest dziś bezbronny niczym kaczka na polowaniu”.

Czytam tego rodzaju informacje na temat Martiny Navratilovej i zastanawiam się nad niezwykłą trafnością jej spostrzeżeń. W ostatnim miesiącu europejskie telewizje zafundowały fanom tenisa gigantyczną porcję pojedynków, rozgrywanych w warunkach amerykańskich, na trudnych, twardych kortach. Gwiazdy świeciły najpierw w Indian Wells, potem w Miami. Były ogromne pieniądze, niespodzianki, czasem ekstra dramaturgia. Ze świecą jednak można było szukać tego, co stanowiło zawsze znak firmowy Martiny, a więc akcji zaczynających się od podania, po którym następuje bieg do siatki. Rzeczywiście, ten styl stał się dziś samobójczy.

W tenisa gra się inaczej. Mocno, ostro, ale i monotonnie, jakby ktoś roboty wypuścił na kort. Patrząc na obecnych bohaterów, wiem, że są przygotowani, by odnosić wielkie sukcesy. Zwłaszcza wiem, jak doskonale potrafią te sukcesy sprzedawać. Ciekawi mnie natomiast, ile będą mieli wspólnego z tenisem w dniu, w którym – jak Navratilova – skończą 51 lat. Zagospodarują całe swoje życie w stylu serve and volley? Będą mieli kiedyś ochotę krzyknąć do sąsiada na korcie, jak powinien trzymać rakietę? Czy raczej po ostatnim profesjonalnym występie zapakują sprzęt do torby i pojadą odcinać kupony od sławy w którymś z milionerskich rajów?