Euro 1984 i 1988: trzy kolory Francji i pomarańczowy

Lata 80. były czasem niespodzianek i pięknej gry. Wreszcie trafiły na swój czas Francja i Holandia, drużyny, które wcześniej w wielkich turniejach bywały efektowne, ale nigdy zwycięskie

Publikacja: 06.05.2008 00:47

Euro 1984 i 1988: trzy kolory Francji i pomarańczowy

Foto: Reporter

Francuzi wymyślili mistrzostwa świata, Europy, klubowy puchar mistrzów, założyli FIFA, potem UEFA, stawali na ich czele. I patrzyli przez dziesięciolecia, jak trofea, niektóre wciąż nazywane imieniem francuskich pomysłodawców, wznoszą do góry inni.

Pomijając szwedzki mundial 1958 roku i trzecie miejsce na świecie – oraz strzelecki rekord Justa Fontaine’a – zwykle przypadała im w mistrzostwach rola statystów. Z wielkich piłkarskich narodów oni czekali na złoto mundialu lub ME najdłużej.

Klątwę zdjął dopiero Michel Platini. 27 czerwca 1984 roku na paryskim Parc des Princes po zwycięskim finale z Hiszpanią wziął w ręce Puchar Henriego Delaunaya. Wszystko zostało wśród swoich, nagrodę wręczał mu francuski szef UEFA Jacques George.

Holendrzy to inna historia. – Pomarańczowy jest kłopotliwym kolorem – powiedział kiedyś Johan Cruyff, próbując wytłumaczyć nieszczęścia reprezentacji w najważniejszych meczach, zwłaszcza finałach MŚ w 1974 i 1978 roku. Ale zanim pomarańczowy stał się kłopotliwy, był zupełnie niewidoczny. Holandia zagrała dwa razy w przedwojennych mundialach, a potem zniknęła aż do MŚ w Niemczech. Futbol nie był tam traktowany poważnie, to się zmieni dopiero pod koniec lat 60., razem z awansami Ajaksu w europejskich pucharach.

Niedługo później narodzi się futbol totalny, pokolenie Cruyffa pod wodzą Rinusa Michelsa zdobędzie serca kibiców najpierw w koszulkach Ajaksu, potem reprezentacji, ale wciąż będzie brakowało wielkiego zwycięstwa. Srebro z lat 1974 i 1978, brąz ME 1976 miały smak porażki.

Cruyff powiedział kiedyś jeszcze jedną mądrą rzecz: „Futbol jest prosty. Albo jesteś na czas, albo się spóźniasz. Jak się spóźniasz, to przynajmniej się zatroszcz, żeby na czas odejść”. Francuzi w 1984 roku byli na czas. Pokolenie wybitnych piłkarzy właśnie wtedy rozegrało najbardziej udany turniej. Wygrali wszystkie mecze, co nikomu się wcześniej w ME nie udało.

Do tego los tym razem oszczędził im spotkania w półfinale z Haraldem Schumacherem i innymi Niemcami z RFN. W mundialach nie mieli tego szczęścia i mimo pięknej gry odpadali w 1/2 finału w 1982 i 1986 roku.

W rolach głównych, jak zwykle we francuskiej piłce, wystąpili bohaterowie z importu. Ze słynnego kwartetu pomocników nazwanego carré magique tylko Alain Giresse mógłby się spodobać członkom Frontu Narodowego Le Pena. Platini jest potomkiem włoskich emigrantów, Jean Tigana urodził się w Mali, a Luis Fernandez w Hiszpanii. Dla normalnych kibiców to nie miało oczywiście żadnego znaczenia, tak jak 14 lat później, gdy chcieli zrobić prezydentem Zinedine’a Zidane’a.

Turniej przywracał wiarę w mistrzostwa Europy, zachwianą po fatalnych finałach 1980 roku. Zawdzięczamy mu też nazwę Euro, bo to właśnie Francuzi wymyślili wówczas taki skrót. Znów zagrało osiem drużyn, ale w porównaniu z poprzednim turniejem wprowadzono półfinały (cztery lata wcześniej zwycięzcy grup dostawali się od razu do finału), rezygnując z meczu o trzecie miejsce, co stanie się regułą.

Skład finałów był zaskakujący. Znalazła się w nich Rumunia, która po wojnie w wielkim turnieju grała raz, w latach 70. Po długiej nieobecności wracali Duńczycy i Portugalczycy. Obie drużyny dojdą aż do półfinałów. Duńczyków ładnej i skutecznej gry uczył od końca lat 70. niemiecki trener Sepp Piontek. Ta drużyna była zapowiedzią nowych czasów: reprezentacji złożonych z piłkarzy rozsianych na co dzień po całej Europie.

U trzech pozostałych półfinalistów był tylko jeden zawodnik, który grał w nie swojej lidze: Platini w Juventusie. Piontek miał w 20-osobowej kadrze tylko sześciu piłkarzy z duńskich klubów. Reszta grała w Belgii, Holandii, Hiszpanii, we Włoszech, w Niemczech. John Sivebaek, Morten Olsen, Frank Arnesen, Michael Laudrup, Preben Elkjaer Larsen – będziemy te nazwiska słyszeć jeszcze długo.

Portugalczycy byli na przeciwnym krańcu, w podstawowym składzie mieli tylko piłkarzy Porto i Benfiki, z jednym wyjątkiem: Rui Jordao ze Sportingu. Jordao strzelał gole, Fernando Chalana rozgrywał, był już w kadrze młody Joao Pinto z Porto, który dopiero zaczynał pracować na przydomek Kapitan.

Broniący tytułu Niemcy, wicemistrzowie świata, ledwo przecisnęli się do finałów, ale podczas turnieju już nie wyszli z grupy. Belgowie, wicemistrzowie Europy, też odpadli po rundzie grupowej. Mistrzowie świata Włosi w ogóle do ME nie awansowali, tak jak i Anglicy.

Półfinał Francja – Portugalia uważany jest za jeden z najlepszych meczów w historii mistrzostw. Na stadionie w Marsylii Francuzi prowadzili po bramce obrońcy Jeana Francois Domergue’a, ale Jordao doprowadził do dogrywki, a w niej zdobył gola na 2: 1. Jeszcze sześć minut przed końcem Portugalczycy byli w finale, ale potem gole zdobyli Domergue i w przedostatniej minucie Platini.

Drugi półfinał rozstrzygnęły rzuty karne i jeden niecelny strzał – Larsena w ostatniej serii. Do finału awansowali Hiszpanie z Luisem Arconadą w bramce, Jose Antonio Camacho w obronie, Carlosem Santillaną, kapitanem wielkiego Realu lat 80., w ataku.

Finał był świętem Francuzów, a dramatem Arconady. Platini uderzył z rzutu wolnego, Arconada – jeden z najlepszych bramkarzy, jakich miała Hiszpania – przyciskał już piłkę do piersi, ale wypuścił ją. Piłka wtoczyła się pod nim do bramki. Do dziś we Francji o takim błędzie bramkarza mówi się, że „zrobił Arconadę”.

Francuzi stracą tytuł bardzo szybko – do następnych ME nawet się nie zakwalifikują. Tytuł zabierze im Holandia, która nie grała we francuskich finałach, nie awansowała też do mundiali w 1982 i 1986 roku.

Kolejna wiosna holenderskiego futbolu zaczęła się od klubów. W 1987 roku Ajax pod okiem Johana Cruyffa wygrał Puchar Zdobywców Pucharów, mając w składzie samych Holendrów. Rok później Puchar Europy zdobyło PSV Eindhoven z pięcioma reprezentantami kraju. Wystarczyło połączyć Ajax, PSV, Marco van Bastena i Ruuda Gullita z Milanu, dołożyć Franka Rijkaarda z Realu Saragossa i już była podstawa świetnej drużyny.

To było zadanie dla Rinusa Michelsa. Najwybitniejszego trenera XX wieku, twórcy futbolu totalnego, zdobywcy Pucharu Europy z Ajaksem, mistrza Hiszpanii z Barceloną, ale ciągle niespełnionego jako selekcjoner reprezentacji. Michels podjął się pracy z kadrą już trzeci raz, przegrany finał z 1974 roku nie dawał mu spokoju.

Dlaczego udało mu się osiągnąć więcej z pokoleniem Gullita i van Bastena niż z zespołem, w którym grali Cruyff, Johan Neeskens, Wim van Hanegem? Może dlatego, że tutaj nie było Cruyffa, którego trudny charakter rozsadzał zespół. Może dlatego, że dla pokolenia lat 70. wszystko było nowe. Musiało przerobić i kłótnie o pieniądze z reklam, i spory o przywództwo.

Młodzi pewnych rzeczy nauczyli się na błędach poprzedników. Też nie wszyscy się kochali, potrafili jednak, przynajmniej tego lata 1988 roku, być ponad waśnie. Rijkaard nie przepadał za Ronaldem Koemanem, ale stworzyli razem świetną parę obrońców. Gullit miał ambicje jak Cruyff, za to znacznie mniej szacunku dla Michelsa, jednak to zemści się dopiero później.

W Niemczech Gullit podporządkował się drużynie i razem z van Bastenem stworzył parę nie do zatrzymania: napastnik czołg i napastnik baletmistrz. Holendrzy zaczęli ten turniej od porażki z ZSRR, a skończyli, pokonując radziecką drużynę w finale. Trener Walery Łobanowski jak Michels trzeci raz spróbował pracy z kadrą i wreszcie odniósł sukces. Jak to u Łobanowskiego, najważniejszy był pruski dryl i Dynamo Kijów, z niego pochodziło aż 11 kadrowiczów. Radziecki zespół miał siły na dwa mecze z rzędu, mylił przeciwnika ciągłymi zmianami pozycji i świetnie kontratakował. Od Rinata Dasajewa przez Aleksandra Zawarowa, Aleksieja Michajliczenkę po Igora Protasowa trudno tam było znaleźć słaby punkt.

Piłkarzom Michelsa się udało, ale najpierw musieli w półfinale zagrać z gospodarzami. Dla Holendrów, jak dla Polaków, nie ma większego zwycięstwa niż nad Niemcami – z tą różnicą, że oni już wiedzą, jak to smakuje. Pokonali Niemców w pełni potęgi, będących między wicemistrzostwem świata z 1986 a mistrzostwem z 1990. Wzięli rewanż za przegrany finał 1974 roku i paradoksalnie dopiero wtedy przypomnieli sobie, że mają też inne powody do odwetu – za zabrane w czasie wojny rowery, za głodową śmierć w ostatnim roku wojny itd.

W finale bramki zdobyli Gullit i van Basten, piłkarze ZSRR nie potrafili wykorzystać nawet rzutu karnego. Europa zakochała się w holenderskich piłkarzach, a oni niestety dość szybko sami w sobie. Nikt wtedy nie mógł przypuszczać, że – inaczej niż w przypadku Francuzów – taki sukces już nigdy się nie powtórzy.

Polacy, trzecia drużyna świata, byli rozstawieni w losowaniu eliminacji, ale i to nie pomogło. Trafili do trudnej grupy: ze Związkiem Radzieckim czekającym na rewanż za zwycięskie dla Polski 0:0 w hiszpańskim mundialu, z Portugalczykami, przyszłymi półfinalistami ME, i z Finlandią. Piłkarze Antoniego Piechniczka w walce o Euro 1984 wygrali tylko jeden mecz, na inaugurację z Finlandią w Kuopio 3:2. Potem była przegrana z Portugalią na wyjeździe i remis na Stadionie Dziesięciolecia z Finami z samobójczym golem Pawła Janasa na 1:1 już w piątej minucie. Reprezentacja nigdy później nie zagrała na Stadionie Dziesięciolecia i z czasem zaczęto żartować z Janasa, że swoim strzałem zamknął ten obiekt. Wtedy nikomu nie było do śmiechu, zwłaszcza że w następnym meczu u siebie z ZSRR też był remis po samobójczym golu, tym razem Romana Wójcickiego. W walce o Euro 1988 na rozstawienie nie było już szans. Polska trafiła na Holendrów, w grupie byli też Grecy, Węgrzy i Cypr. Wszyscy, którym się nie podobały ostatnie lata pracy Antoniego Piechniczka, przekonali się, że może być jeszcze gorzej. PZPN rozpisał konkurs na trenera kadry, wygrał go wesoły Wojciech Łazarek i rzeczywiście bywało zabawnie, ale nie zawsze z powodu poczucia humoru trenera. Eliminacje zaczęły się od pokonania Greków po dwóch golach Dariusza Dziekanowskiego i obiecującego remisu 0:0 w Amsterdamie. Katastrofa nadeszła w trzecim meczu: słynne 0:0 z Cyprem w Gdańsku. Łazarek wystawił aż pięciu napastników, ale żaden nie potrafił strzelić gola. Dwa tygodnie później Polacy przegrali z Grekami, potem z Węgrami i w pięciozespołowej grupie zajęli czwarte miejsce, wyprzedzając tylko Cypr.

piw

VII Mistrzostwa Europy, Francja, 12 – 27 czerwca 1984 r.

Paryż, Lens, Nantes, Lyon, Marsylia, Strasbourg, St. Etienne

Grupa 1

• Francja – Dania 1:0 • Belgia – Jugosławia 2:0 • Francja – Belgia 5:0 • Dania – Jugosławia 5:0 • Francja – Jugosławia 3: 2 • Dania– Belgia 3:2

Grupa 2

• RFN – Portugalia 0:0 • Rumunia– Hiszpania 1:1 • RFN – Rumunia 2:1 • Portugalia – Hiszpania 1:1 • Hiszpania – RFN 1:0 • Portugalia – Rumunia 1:0

Półfinały

• Francja – Portugalia 3:2 (po dogrywce) • Hiszpania – Dania 1:1 (dogrywka, karne 5:4)

Finał •

Paryż, 27.06., Parc des PrincesFrancja – Hiszpania 2:0 (0:0)Bramki: M. Platini (57), B. Bellone (90). Sędziował V. Christow (Czechosłowacja). Widzów50 tys.

Francja: Bats – Battiston (73, Amoros), Bossis, Le Roux, Domergue – Tigana, Fernandez, Plati-ni, Giresse – Lacombe (80, Genghini), Bellone

Hiszpania: Arconada – Urkiaga, Salva (85, R.Fernandez), Gallego, Camacho – J. Moreno (77,Sarabia), Senor, Victor Munoz, Francisco – Santillana, Carrasco

VIII Mistrzostwa Europy, RFN,10 – 25 czerwca 1988 r.

Monachium, Düsseldorf, Gelsenkirchen, Stuttgart, Frankfurt, Kolonia, Hanower, Hamburg

Grupa 1

• RFN – Włochy 1:1 • Hiszpania – Dania 3:2 • RFN – Dania 2:0 • Włochy – Hiszpania 1:0 • RFN – Hiszpania 2:0 • Włochy – Dania 2:0

Grupa 2

• Anglia – Irlandia 0:1 • ZSRR – Holandia 1:0 • Holandia – Anglia 3:1 • ZSRR – Irlandia 1:1 • ZSRR – Anglia 3:1 • Holandia – Irlandia 1:0

Półfinały

• Holandia – RFN 2:1 • ZSRR – Włochy 2:0

Finał •

Monachium, 25.06., Olympiastadion Holandia – ZSRR 2:0 (1:0)

Bramki: R. Gullit (33), M. van Basten (54). Sędziował M. Vautrot (Francja). Widzów 73 tys.

Holandia: van Breukelen – van Aerle, R. Koeman, Rijkaard, van Tiggelen –Wouters, Gullit,A. Mühren, E. Koeman – Vannenburg, van Basten

ZSRR: Dasajew – Demianienko, Chidijatulin,Alejnikow, Rac – Litowczenko, Zawarow, Michajliczenko, Gocmanow (68, Bałtacza) – Protasow (71, Pasulko), Biełanow

Francuzi wymyślili mistrzostwa świata, Europy, klubowy puchar mistrzów, założyli FIFA, potem UEFA, stawali na ich czele. I patrzyli przez dziesięciolecia, jak trofea, niektóre wciąż nazywane imieniem francuskich pomysłodawców, wznoszą do góry inni.

Pomijając szwedzki mundial 1958 roku i trzecie miejsce na świecie – oraz strzelecki rekord Justa Fontaine’a – zwykle przypadała im w mistrzostwach rola statystów. Z wielkich piłkarskich narodów oni czekali na złoto mundialu lub ME najdłużej.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Sport
Wielkie Serce Kamy. Wyjątkowa nagroda dla Klaudii Zwolińskiej
Sport
Manchester City kontra Real Madryt. Jeden procent nadziei
Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni