Francuzi wymyślili mistrzostwa świata, Europy, klubowy puchar mistrzów, założyli FIFA, potem UEFA, stawali na ich czele. I patrzyli przez dziesięciolecia, jak trofea, niektóre wciąż nazywane imieniem francuskich pomysłodawców, wznoszą do góry inni.
Pomijając szwedzki mundial 1958 roku i trzecie miejsce na świecie – oraz strzelecki rekord Justa Fontaine’a – zwykle przypadała im w mistrzostwach rola statystów. Z wielkich piłkarskich narodów oni czekali na złoto mundialu lub ME najdłużej.
Klątwę zdjął dopiero Michel Platini. 27 czerwca 1984 roku na paryskim Parc des Princes po zwycięskim finale z Hiszpanią wziął w ręce Puchar Henriego Delaunaya. Wszystko zostało wśród swoich, nagrodę wręczał mu francuski szef UEFA Jacques George.
Holendrzy to inna historia. – Pomarańczowy jest kłopotliwym kolorem – powiedział kiedyś Johan Cruyff, próbując wytłumaczyć nieszczęścia reprezentacji w najważniejszych meczach, zwłaszcza finałach MŚ w 1974 i 1978 roku. Ale zanim pomarańczowy stał się kłopotliwy, był zupełnie niewidoczny. Holandia zagrała dwa razy w przedwojennych mundialach, a potem zniknęła aż do MŚ w Niemczech. Futbol nie był tam traktowany poważnie, to się zmieni dopiero pod koniec lat 60., razem z awansami Ajaksu w europejskich pucharach.
Niedługo później narodzi się futbol totalny, pokolenie Cruyffa pod wodzą Rinusa Michelsa zdobędzie serca kibiców najpierw w koszulkach Ajaksu, potem reprezentacji, ale wciąż będzie brakowało wielkiego zwycięstwa. Srebro z lat 1974 i 1978, brąz ME 1976 miały smak porażki.