Grając niemal w tym samym składzie co dwa lata wcześniej na mundialu, złoto zdobyli Francuzi, chociaż w finale przegrywali jeszcze na minutę przed końcem.
Tylko trzy mecze zakończyły się bezbramkowymi remisami, strzelono rekordowo dużo goli, bo aż 85. Z formą na turniej trafiły największe wówczas gwiazdy europejskiego futbolu, kibice zobaczyli mnóstwo efektownych zagrań, wpadek faworytów i wreszcie meczów, których losy ważyły się do ostatniego gwizdka. Mistrzostwa w 2000 roku przeszły do historii jako jedne z najciekawszych.
Na Francuzów stawiał mało kto. Mistrzostwo świata wywalczone dwa lata wcześniej na własnych stadionach miało stanowić szczyt ich możliwości. Z prowadzenia kadry zrezygnował Aime Jacquet, a jego następcą został Roger Lemerre, człowiek bez sukcesów i charyzmy poprzednika. Przed objęciem kadry aż przez dziesięć lat prowadził reprezentację francuskiej armii, a jego kandydaturę na stanowisko selekcjonera uznawano za wielki błąd. Głównym zadaniem Lemerre’a było jednak nie przeszkadzać piłkarzom i nie burzyć tego, co do tej pory udało się zbudować Jacquetowi.
Szeroka kadra Francuzów różniła się od tej sprzed dwóch lat jedynie czterema nazwiskami, tylko trzech piłkarzy z podstawowej jedenastki miało mniej niż 28 lat. Kluczem do sukcesu miało być zrozumienie i powtarzalność wypracowanych przez lata schematów.
Francuzi fazę grupową przeszli bez większego problemu – pokonali Danię i Czechy, a na koniec w rezerwowym składzie przegrali z Holandią, pozwalając gospodarzom zostać na resztę turnieju we własnym kraju, czym zjednali sobie ich przychylność.