Leo Beenhakker od dziesięciu dni kiepsko śpi. Nie wie, czy to przez kawę czy przez dziwne powietrze. Nie przyznał w każdym razie, że to przez problemy, jakie ma z reprezentacją Polski. We wczorajszym meczu z Albanią wpuścił na boisko od pierwszej minuty zawodników, którzy mają duże szanse, by wyjść w podstawowej jedenastce na spotkanie z Niemcami, pierwsze na mistrzostwach Europy.
10 dni pozostało polskim piłkarzom do meczu z Niemcami
Beenhakker nie ma problemów z dyscypliną piłkarzy, nie narzeka na ich zaangażowanie w treningi. Martwić go jednak muszą kontuzje. Na zgrupowanie świeżo po operacji kolana przyjechał Grzegorz Bronowicki, w sparingu z FC Schaffhausen (1:0) zaledwie po kwadransie gry boisko opuścił Jakub Błaszczykowski. Nowe problemy pojawiły się wczoraj w Reutlingen.
Michał Żewłakow wytrzymał tylko dziewięć minut meczu z Albanią, naciągnął mięsień dwugłowy. Na szczęście diagnoza jest optymistyczna i po kilku dniach lżejszych treningów piłkarz wróci do pełni dyspozycji. Gorzej z Wojciechem Łobodzińskim. – Jest podejrzenie złamania kości strzałkowej. Piłkarz prosto ze stadionu pojechał do szpitala – mówił Jerzy Grzywocz, lekarz reprezentacji. Po północy okazało się, że Łobodziński tylko skręcił staw skokowy i mocno go stłukł. Selekcjoner odetchnął, jednak powrót do formy na pewno zajmie jego piłkarzowi trochę czasu.
Beenhakker dzisiaj o godz. 11 oficjalnie ogłosi ostateczny skład na mistrzostwa Europy. Godzinę wcześniej, zaraz po śniadaniu, poinformuje piłkarzy o swojej decyzji. Trójka, z której zrezygnuje, może, chociaż nie musi, od razu wyjechać do domu i nie brać udziału w dalszej części zgrupowania w Donaueschingen. Trener zaznacza, że w gronie 23 szczęśliwców nie muszą się znaleźć tylko zawodnicy, którzy są teraz w Niemczech. Przypomniał, że istnieje lista rezerwowych, dość ważna, bo w najgorszym razie kontuzje mogą wyeliminować nawet czterech jego graczy.