Kiedy niemieckie stacje telewizyjne przekazują informacje na temat polskich piłkarzy, pan gra tam główną rolę. Ze wszystkich polskich piłkarzy pan jest w Niemczech najbardziej znany. A pan zna Niemców?
Jakub Błaszczykowski:
Prawdę mówiąc, nie bardzo. Gram tam dopiero od roku, z niektórymi reprezentantami Niemiec mogłem się spotkać na boisku najwyżej dwa razy. Gdybym spędził tam pięć – sześć lat, sytuacja byłaby inna. Ale oczywiście wiem, jak Niemcy grają. Uważam jednak, że za bardzo myślimy o nich, a za mało o sobie. Oczywiście oglądamy mecze przeciwników, analizujemy ich zagrania, indywidualne umiejętności, ale mamy wierzyć w siebie.
No dobrze, ale kłopoty Niemców nie robią na was wrażenia? Jeśli obydwaj środkowi obrońcy Christoph Metzelder i Per Mertesacker popełniają błędy nawet w meczu z Białorusią, Jens Lehmann po zmarnowanym sezonie w Arsenalu nie jest już tak mocny jak dawniej, a Philipp Lahm leczy kontuzję, to znaczy, że tradycyjnie silna niemiecka obrona zaczyna pękać. Jak reagujecie na takie wiadomości?
Normalnie, bez emocji. Każdy ma jakieś problemy. Pewnie Niemcy wsłuchują się w informacje z naszego obozu, ale przecież to nie zmienia planów ich przygotowań. Mówi pan o kłopotach z linią defensywy, proszę jednak popatrzeć, kto gra w przodzie. Miroslav Klose, Lukas Podolski, Kevin Kuranyi czy Mario Gomez na nic nie narzekają. Mamy wyjść na boisko i zagrać tak, jak umiemy najlepiej. Przecież wszyscy wiemy, jakie znaczenie ma mecz z Niemcami. My, piłkarze, myślimy o zwycięstwie, bo byłoby to wspaniałe rozpoczęcie turnieju. Ale każdy z nas ma gdzieś z tyłu głowy zakodowane, że Polska z Niemcami nigdy nie wygrała. Nie trzeba nam tego powtarzać. Tylko że o tym to ja mogę powiedzieć teraz. Kiedy zacznie się mecz, nikt nie będzie myślał o historii, tylko o tym, jak wygrać.