Obok względów sportowych, które go do tego skłoniły (słabe tempo tegorocznego Touru, chęć wygrania Wielkiej Pętli po raz ósmy), przytoczył także inny motyw: ponowne zwrócenie uwagi na ogólnoświatowy problem walki z rakiem. – Tylko w tym roku blisko osiem milionów osób na całym świecie umrze na tę chorobę. Nadszedł czas, by głośno o tym przypominać – mówi Armstrong.
Gdyby Amerykanin wrócił do ścigania w zawodowym peletonie, byłby to jego drugi spektakularny powrót do sportu.
W 1996 roku stwierdzono u niego raka jąder z przerzutami do mózgu. Lekarze dawali mu 50 procent szans na przeżycie. Dzięki drakońskiej chemioterapii, nie tylko przeżył, ale wrócił na rower i w 1999 roku wygrał swój pierwszy Tour de France, a potem niepodzielnie królował przez sześć kolejnych sezonów.
Lance Armstrong: w sprawie startu w Tour de France już dzwoniłem do prezydenta Sarkozy’ego
Zdaniem niektórych po sukcesy sięgnął dzięki niedozwolonemu dopingowi, ale kontrole niczego mu nie udowodniły. Teraz Armstrong chce wykazać, że kolejny raz wygra, nie stosując dopingu. Wynajął ekipę, która na wideo ma rejestrować jego przygotowania do sezonu 2009 i wszystkie testy antydopingowe, jakie przejdzie. Amerykanin zamierza startować w grupie Astana, której dyrektorem jest Belg Johan Bruyneel, przyjeciel Armstronga i jego były szef w ekipie Discovery Channel. Szkopuł w tym, że Astana, w następstwie dopingowych grzechów w przeszłości, nie jest dopuszczana do wyścigów organizowanych przez właścicieli Tour de France. Dyrektor wyścigu Christian Prudhomme przypomina, że podejrzenia towarzyszyły wszystkim zwycięstwom Armstronga od 1999 roku. Zapewnia jednocześnie, że nie ma przeszkód, by w 2009 roku wystartował on w wyścigu. Podkreśla jednak, że warunkiem uczestnictwa dla każdej z ekip jest respektowanie uregulowań antydopingowych przyjętych przez organizatorów.