Gdy na Stadionie Olimpijskim w Turynie we wtorek dobiegał końca mecz Juventus – Chelsea (2:2) i najbardziej utytułowana włoska drużyna żegnała się z Ligą Mistrzów, kibice skandowali „Grazie ragazzi !” (Dziękujemy chłopcy). Trener Ranieri chwalił swoją drużynę: „Od tych chłopców nie można było wymagać więcej”. Zaraz potem Gianluca Vialli, był as Juve i Chelsea, którą również trenował, powiedział w studio Skysport, że to moment historyczny.
[srodtytul]Kibice zmieniają zdanie [/srodtytul]
Autor genialnej książki „The Italian job” o różnicach między światem włoskiej i angielskiej piłki zauważył, że fani Juve doznali cudownego przemienienia. Dotychczas wydawało im się, że futbol służy do wygrywania i bezlitośnie wygwizdywali swoich przegrywających idoli. Teraz, jak angielscy kibice, mimo porażki bili im brawo za ambicję i wysiłek. Za tą niespodziewaną eksplozją angielskiego fair-play na włoskich stadionach (w Rzymie też owacją pożegnano piłkarzy Romy, która w karnych poległa z Arsenalem) zdaniem Viallego stoi to, że w tej chwili włoskie drużyny znalazły się w sytuacji angielskich sprzed lat. Teraz we włosko-angielskich pojedynkach w LM, w których udział wzięło 8 Anglików i 13 Włochów, to „Włosi” musieli wypluwać płuca uganiając się za lepiej wyszkolonymi technicznie i taktycznie, dość cynicznie grającymi „Anglikami”. To oni, bezradni jak niegdyś Anglicy, grali archaiczny futbol, bijąc długą piłką i bezproduktywnymi centrami w defensywny mur.
Wszystko dlatego, powiedział Vialli, że do Premiership ściągnęli zagraniczni trenerzy i piłkarze przeszczepiając na angielski grunt swoją wyrafinowaną futbolową kulturę, więc śmiercią naturalną umarł „kick and rush”. Tymczasem włoscy trenerzy i Mourinhno, choć nie ustępują swoim kolegom na Wyspach, dysponują teraz gorszymi piłkarzami i dlatego włoskie drużyny znów poniosły klęskę.
[srodtytul]Pieniądz toczy się na Wyspy[/srodtytul]