Jeśli ktoś może pokonać wiosną drużynę Pawła Janasa, to jest to z pewnością GKS. Jesienią Widzew przegrał 0:1. Jedyna porażka lidera przed własną publicznością była bolesna, powróciły wspomnienia sprzed 20 lat, gdy oba kluby występowały w dawnej I lidze. W sezonie 1988/1989 łodzianie zremisowali bezbramkowo u siebie, a w rewanżu nie zdobyli nawet punktu, tracąc gola w ostatnich minutach. GKS nie uchronił się jednak przed spadkiem, Widzew zajął wówczas siódme miejsce.
Dziś znów obydwa kluby dzieli przepaść. W Jastrzębiu modlą się o utrzymanie, w Łodzi odliczają już dni do powrotu na boiska ekstraklasy. Piłkarze Jerzego Wyrobka braki w umiejętnościach nadrabiają ambicją. W czwartek odmówili jednak wyjścia na trening, bo nie dostali jeszcze dwóch zaległych pensji.
Trener Podbeskidzia Marcin Brosz stwierdził po porażce z Widzewem, że łodzianie wypunktowali jego zespół niczym doświadczony bokser. Kolejny przeciwnik – Stal – choć nie jest tak mocny, potrafi się bić z faworytami. Odczuł to Widzew, odczuły też Zagłębie i Korona.
Piłkarzom z Kielc nawet komplet punktów w sześciu pozostałych meczach może nie wystarczyć do gry w barażach. Muszą liczyć na potknięcia rywali. Centrum życia w klubie jest wiosną gabinet lekarski. Nowymi pacjentami zostali w tym tygodniu Jacek Kiełb, który doznał urazu podczas treningu, oraz kontuzjowani w spotkaniu z Odrą Dariusz Łatka i Marek Szyndrowski. Cała trójka nie pojedzie do Poznania na mecz z Wartą.
Znicz pozwolił się wyprzedzić ligowym potentatom i jeśli natychmiast nie wrzuci piątego biegu, może już ich nie dogonić. Do ekstraklasy prowadzi tylko jedna droga – zwycięstwa. W sobotę do Pruszkowa przyjeżdża Dolcan.