Reklama
Rozwiń
Reklama

Wrócił król, niech żyje król

Tytuł z Roland Garros, jedyny, jakiego mu brakowało w kolekcji, Roger Federer zdobył właściwie przez aklamację.

Publikacja: 09.06.2009 02:48

Gdziekolwiek spojrzeć, gdziekolwiek ucha nadstawić, wszyscy deklarowali, że są za takim akurat scenariuszem. Życzyli mu tego triumfu dawni mistrzowie, eksperci, dziennikarze, zwykli kibice, najwięksi rywale, również Rafa Nadal, gdy już odpadł z turnieju. Paryskie trybuny, wymagające i bezwzględne dla wielu gwiazd, nawet w trakcie pojedynków z Francuzami nie skrywały sympatii do Szwajcara. Od lat jest on człowiekiem sukcesu i ulubieńcem fortuny ze statusem multimilionera.

[wyimek]Roger Federer to symbol tenisa, za jakim się tęskni, jakiego ostatnio byliśmy bardzo spragnieni[/wyimek]

A tu wielonarodowy tłum, zamiast jak nad Wisłą ściągać za nogi w dół, śni i marzy o jeszcze jednym jego zwycięstwie.

Skąd ta najnowsza fala sympatii dla chłopaka z Bazylei? Na pewno zaczęła wzbierać, gdy płakał

z rozpaczy po ostatnich porażkach z Nadalem w Wimbledonie i w Melbourne. To były łzy króla, który nie tylko został strącony z tronu, ale też zaczął tracić nadzieję, że kiedykolwiek tam wróci. Że kiedyś wygra w Paryżu, że zdobędzie 14. tytuł, który zrówna go z Petem Samprasem. Takich upadłych mistrzów często łatwiej lubić niż wtedy, gdy byli na szczycie. Ale samymi łzami sympatii się nie zdobywa. Roger ją sobie wywalczył przede wszystkim rakietą.

Reklama
Reklama

On, tenisista kompletny, uosabia styl gry, za jakim się tęskni. Bliski podręcznikowym ideałom, oklaskiwany w każdym zakątku kuli ziemskiej. Powrotu takiego tenisa międzynarodowa publika była spragniona.

Dziś, gdy na ustach wszystkich jest Federer, nie wolno żadną miarą przekreślać albo lekceważyć Nadala. Mimo porażki w Paryżu pozostał wielkim bohaterem. Zwłaszcza dla młodego pokolenia kibiców, które traktuje go trochę jak herosów z gier komputerowych. A oni przecież nigdy nie giną.

Rafa zrobił niewyobrażalne tenisowe postępy, psychicznie jest niesamowicie mocny, tylko ciało na chwilę odmówiło posłuszeństwa. Od początku było jasne, że tenis Nadala – jak kiedyś Lleytona Hewitta – jest energochłonny i na najwyższych obrotach bez przerwy funkcjonować się nie da. Chłopak z Majorki i tak kilka razy zdążył przekroczyć barierę wytrzymałości dobrze wytrenowanego sportowca, zadrwił z określających normy katedr biomechaniki. Teraz się przekonał, że od czasu do czasu i on musi się zatrzymać.

Za czasów Wojtka Fibaka tenisiści omijali szerokim łukiem sale do ćwiczeń ogólnorozwojowych, wielu wybitnych graczy z zasady nie brało sztangi do ręki. Dziś tenisowe przygotowania zaczynają się w siłowniach, a techniki uderzeń uczy się po drodze albo wcale. Co z tego wynika, właśnie widzieliśmy w Paryżu. U pań: monotonne, bezmyślne uderzanie w piłkę, katastrofalne półfinały i bardzo wystudzone emocje w rosyjskim finale. U panów: szwedzki drwal Robin Soderling w finale. Sympatyczny, z pomysłowymi czasem zagraniami, ale budowanymi tylko i wyłącznie na sile. Trudno się dziwić, że triumf Federera przyjęto z entuzjazmem i westchnieniem ulgi. Niech nam Roger gra jak najdłużej.

[link=http://blog.rp.pl/blog/2009/06/09/karol-stopa-wrocil-krol-niech-zyje-krol/]Skomentuj[/link]

Sport
Iga Świątek, Premier League i NBA. Co obejrzeć w święta?
Sport
Ślizgawki, komersy i klubowe wigilie, czyli Boże Narodzenia polskich sportowców
Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama