Reaktywacja numer dwa

W sobotę zaczyna się Tour de France. Siedmiokrotny zwycięzca Lance Armstrong wraca na trasę po czterech latach od ostatniego sukcesu w Paryżu

Aktualizacja: 02.07.2009 07:53 Publikacja: 02.07.2009 00:41

Reaktywacja numer dwa

Foto: ROL

Co sprawia, że blisko 38-letni weteran podejmuje takie wyzwanie? Chce wygrać Tour de France ósmy raz? Zarobić jeszcze więcej dla fundacji walki z rakiem? Pomóc liderowi swojej ekipy? Zapracować na dobry start w planowanej karierze politycznej? Wszystko po trochu.

W kwietniu 2005 roku zapewniał, że nie wróci do kolarstwa. „Mój czas się skończył. Nie sądzę, żeby Tour de France był stworzony dla starych” – mówił tuż po siódmym, kolejnym zwycięstwie. Gdy pierwszy raz wygrywał w 1999 roku, sukces ten nazwano „powrotem wieku”. Trzy lata wcześniej zdiagnozowano u niego raka jąder.

Nie poddał się. Przeszedł operację nowotworu (przerzuty pojawiły się w płucach i mózgu), poddał się seansom chemioterapii i wrócił do sportu. Schudł o kilkanaście kilogramów, ale zachował tę samą siłę. „Choroba pozwoliła mi dojrzeć, uświadomić sobie, co jest prawdziwą wartością w życiu. Nauczyła mnie cierpliwości” – mówił.

Przed czterema laty wydawało się, że będzie już tylko pił piwo w fotelu, wychowywał trójkę dzieci (syn Luke i bliźniaczki Isabelle Rose i Grace Elizabeth z małżeństwa z Kristin Richards, z którą był już wtedy po rozwodzie) i podbijał kolejne kobiece serca. Zwłaszcza że kończyła się jego zażyłość z piosenkarką Sheryl Crow. W czerwcu tego roku rodzina Armstronga powiększyła się o syna Maksa, urodziła go nowa towarzyszka życia kolarza Anna Hansen.

[srodtytul]Brak następcy[/srodtytul]

Myśl o powrocie na szosę pojawiła się być może z chwilą, gdy zauważył, że w peletonie nie ma następcy. W 2006 roku Tour de France wygrał jego rodak i były kolega z ekipy Floyd Landis, by zaraz z hukiem spaść z piedestału, gdy się okazało, że w sukcesie pomógł mu doping.

W kolejnej edycji lider Duńczyk Michael Rasmussen został wykluczony jeszcze w trakcie ścigania i zdyskwalifikowany na dwa lata, bo udzielał fałszywych informacji o miejscu swego pobytu w okresie przygotowań, a tym samym unikał kontroli antydopingowych. Zwycięzca Touru 2007 Alberto Contador nie mógł przed rokiem bronić tytułu, gdyż nie dopuszczono do startu jego ekipy Astana, m.in. za dopingowe przewinienia Aleksandra Winokurowa.

Armstrong po zakończeniu kariery prowadził sportowy tryb życia, biegał w maratonach. By wrócić do ścigania, wystarczyło znów zrealizować program rozpisany przez trenera Chrisa Carmichaela, który pomagał mu przed pierwszym wielkim powrotem.

Poinformował o swych planach Johana Bruyneela – byłego dyrektora sportowego i przyjaciela, który od razu podchwycił ideę. „Z tonu jego głosu zrozumiałem, że nosi się z zamiarem powrotu na trasę Tour de France” – opowiada belgijski menedżer. 9 września 2008 r. w wywiadzie dla magazynu „Vanity Fair” Armstrong jasno przedstawił swój cel: „Ósmy raz wygrać Tour de France”.

[srodtytul]Bez wynagrodzenia[/srodtytul]

Od czasu tej pierwszej deklaracji jego cele i wypowiedzi się zmieniały. Ponieważ nie wyobrażał sobie ścigania w barwach innej ekipy niż prowadzonej przez Bruyneela, teraz związanego z kazachską Astaną, musiał się pogodzić z tym, że będzie dzielił rolę lidera z Contadorem, nową gwiazdą wyścigów etapowych. Hiszpan wygrał w ubiegłym roku Vuelta a Espana, kompletując w wieku 26 lat zwycięstwa w trzech wielkich tourach. Armstrong zwyciężał tylko w jednym.

Ambicje Amerykanina zostały też zweryfikowane przez jego rezultaty w pierwszych startach po powrocie. Najpoważniejszy sprawdzian na początku sezonu, klasyk Mediolan – San Remo, nie potwierdził jego siły. Został z tyłu na decydującym podjeździe, ukończył wyścig na 125. miejscu ze stratą 8.19 min do zwycięzcy. „Obecnie Contador jest najlepszym kolarzem na świecie – mówił Armstrong, gdy Hiszpan pokazywał swoją klasę w wyścigu Paryż – Nicea. – Nie widzę problemu, by pomagać mu podczas Tour de France”.

Wiadomość o powrocie Amerykanina była połączona ze spektakularną decyzją: poddania się procedurze antydopingowej pod opieką eksperta w tej dziedzinie profesora Dona Catlina, który miał nadzorować jego treningi. Armstrong zapowiedział, że nie ma nic do ukrycia. Na swojej stronie internetowej oraz za pośrednictwem serwisu Twitter.com niczym w prywatnym dzienniku opisuje treningi, spotkania, daty kontroli. Zobowiązał się też do publikowania w Internecie wyników wszystkich badań. Ale propozycja takiej współpracy nie spotkała się ze zrozumieniem kolarskich władz. Wyniki to jedno, a ich interpretacja – drugie.

Za to kampania „Livestrong Global Cancer” rozwija się bez przeszkód. Od ponad dziesięciu lat Armstrong angażuje się w walkę z rakiem. Potwierdza też, że od ekipy Astana nie pobiera wynagrodzenia, a ściga się, by zintensyfikować zbiórkę pieniędzy na rzecz swojej fundacji.

Po 1274 dniach wrócił do zawodów, a w tym czasie 27,5 miliona osób zmarło na raka – te liczby umieścił na ramie swojego nowego roweru. „Stworzyliśmy ruch obejmujący całą planetę, by wyplenić tę plagę i to my wygramy” – zapowiada. Gdy w 2007 roku był starterem honorowym wyścigu Dookoła Korei, zebrał milion dolarów dla swojej fundacji, ale nie było przy tym reporterów, by propagować na cały świat jego przesłanie. Armstrong w stroju kolarskim bardziej przyciąga dziennikarzy. W australijskim Tour Down Under akredytowało się ich 400 z całego świata, a nie 80 jak zazwyczaj. Przy każdym jego pojawieniu się gospodarze rozwijają czerwony dywan.

[srodtytul]Bohater mediów[/srodtytul]

Idea ósmego zwycięstwa w Tour de France nie jest już jego obsesją, zwłaszcza że godny stachanowca plan przygotowań zakłóciło złamanie obojczyka w kraksie podczas wyścigu Dookoła Kastylii i Leon. Nie było nawet pewne, czy wystartuje w Giro d’Italia. Zadebiutował w końcu we włoskim wyścigu, zajmując 12. miejsce ze stratą blisko 16 minut do zwycięzcy Rosjanina Denisa Mienszowa.

Armstrong ma sentyment do Baracka Obamy, wcześniej bywał gościem poprzednich prezydentów USA. Stara się być bohaterem mediów, rozważa wejście do polityki w 2014 roku.

Pewne jest jedno: nawet jeśli jego plany się zmieniały i trudno zrozumieć prawdziwe motywacje, to jest on wciąż jednym z najbardziej znanych sportowców, a to spory kapitał. Także po definitywnym zejściu z roweru.

[ramka][b]Lance Armstrong [/b]

Urodzony 18 września 1971 r. w Austin, Teksas. Grupy: Motorola (1992 – 1996), Cofidis (1997), US Postal (1998 – 2004), Discovery Channel (2005), Astana (2009). Sportową karierę zaczynał od triatlonu, do kolarstwa dał się namówić Edwardowi Borysewiczowi, wówczas trenerowi amerykańskiej kadry. Mając 22 lata, został w Oslo najmłodszym mistrzem świata zawodowców. [/ramka]

Co sprawia, że blisko 38-letni weteran podejmuje takie wyzwanie? Chce wygrać Tour de France ósmy raz? Zarobić jeszcze więcej dla fundacji walki z rakiem? Pomóc liderowi swojej ekipy? Zapracować na dobry start w planowanej karierze politycznej? Wszystko po trochu.

W kwietniu 2005 roku zapewniał, że nie wróci do kolarstwa. „Mój czas się skończył. Nie sądzę, żeby Tour de France był stworzony dla starych” – mówił tuż po siódmym, kolejnym zwycięstwie. Gdy pierwszy raz wygrywał w 1999 roku, sukces ten nazwano „powrotem wieku”. Trzy lata wcześniej zdiagnozowano u niego raka jąder.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Sport
Po igrzyskach w Paryżu czekają na azyl. Ilu sportowców zostało uchodźcami?
Sport
Wybiorą herosów po raz drugi!
SPORT I POLITYKA
Czy Rosjanie i Białorusini pojadą na igrzyska? Zyskali silnego sojusznika
Sport
Robin van Persie: Artysta z trudnym charakterem
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Sport
Wielkie Serce Kamy. Wyjątkowa nagroda dla Klaudii Zwolińskiej
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń