Co sprawia, że blisko 38-letni weteran podejmuje takie wyzwanie? Chce wygrać Tour de France ósmy raz? Zarobić jeszcze więcej dla fundacji walki z rakiem? Pomóc liderowi swojej ekipy? Zapracować na dobry start w planowanej karierze politycznej? Wszystko po trochu.
W kwietniu 2005 roku zapewniał, że nie wróci do kolarstwa. „Mój czas się skończył. Nie sądzę, żeby Tour de France był stworzony dla starych” – mówił tuż po siódmym, kolejnym zwycięstwie. Gdy pierwszy raz wygrywał w 1999 roku, sukces ten nazwano „powrotem wieku”. Trzy lata wcześniej zdiagnozowano u niego raka jąder.
Nie poddał się. Przeszedł operację nowotworu (przerzuty pojawiły się w płucach i mózgu), poddał się seansom chemioterapii i wrócił do sportu. Schudł o kilkanaście kilogramów, ale zachował tę samą siłę. „Choroba pozwoliła mi dojrzeć, uświadomić sobie, co jest prawdziwą wartością w życiu. Nauczyła mnie cierpliwości” – mówił.
Przed czterema laty wydawało się, że będzie już tylko pił piwo w fotelu, wychowywał trójkę dzieci (syn Luke i bliźniaczki Isabelle Rose i Grace Elizabeth z małżeństwa z Kristin Richards, z którą był już wtedy po rozwodzie) i podbijał kolejne kobiece serca. Zwłaszcza że kończyła się jego zażyłość z piosenkarką Sheryl Crow. W czerwcu tego roku rodzina Armstronga powiększyła się o syna Maksa, urodziła go nowa towarzyszka życia kolarza Anna Hansen.
[srodtytul]Brak następcy[/srodtytul]