W polskich realiach wydawało się to niemożliwe. Moje życie nagle się zmieniło, gdy w ubiegłym roku zdobyłem tytuł mistrza kraju. Szczerze mówiąc, planowałem już zakończenie kariery, bo generalnie w polskim kolarstwie nie ma żadnej przyszłości. Ale zdobyłem mistrzostwo, wygrałem dwa dosyć duże krajowe wyścigi – Mazovia Tour i Małopolski Wyścig Górski. No i pojechałem w reprezentacji w Tour de Pologne, gdzie byłem najaktywniejszym kolarzem. Dyrektor wyścigu Czesław Lang powiedział wtedy: „Trzeba jakoś chłopakowi pomóc”. Nie ukrywam, że to dzięki jego poparciu podpisałem kontrakt z grupą Lampre. Faktem jest, że jej dyrektorzy widzieli, jak w trakcie Tour de Pologne uciekałem niemal cały czas. Stwierdzili, że jestem jedynym Polakiem, któremu chce się ścigać.
[b]Filmowy zwrot w karierze. Praca i waleczność zaowocowały awansem do elity, czyli grupy Pro Tour. Jak dziś oceniają pana szefowie Lampre?[/b]
Na razie są bardzo zadowoleni. Wszystko wskazuje, że przedłużę kontrakt na przyszły sezon. Minimalna gaża w grupie Pro Tour to 40 tysięcy euro brutto za sezon i taką mam zagwarantowaną. Myślę, że teraz to dobra kwota wyjściowa. Decyzja powinna zapaść na początku września.
[b]Wcześniej wystartuje pan w Tour de Pologne (2 – 8 sierpnia). Czy inni uczestnicy Tour de France wybierają się na wyścig do Polski?[/b]
Wiem tylko, że z mojej drużyny na starcie w Warszawie na pewno staną aktualny mistrz świata Alessandro Ballan, Marzio Bruseghin i Angelo Furlan.
[b]Pamiętamy pana długie ucieczki w Tour de France, szczególnie tę na XI etapie do Saint-Fardeau, gdy wraz z Belgiem Johanem Van Summerenem jechał pan na czele ponad 163 km i został doścignięty przez peleton dopiero 5 km przed metą. Pan ukończył etap 29 sekund za peletonem. Towarzysz ucieczki był tak wyczerpany, że przyjechał na metę przedostatni, ze stratą 3.37 min. Jednak to Van Summerenowi przyznano nagrodę dla najbardziej walecznego kolarza na etapie...[/b]