Siedzieliśmy więc, patrząc na kiksy zawodników, na Sebastiana Przyrowskiego, który nie przeniesie się nigdy do Tottenhamu, dopóki będzie wychodził daleko z bramki w najmniej odpowiednim momencie. I rozmawialiśmy o tym, co się działo na innych boiskach.
O tym, że Cracovia nie dorosła jednak do gry w ekstraklasie, skoro jej piłkarze tracą sześć bramek z Lechią, a działacze nie wiedzą, jakie warunki trzeba spełnić, żeby uzyskać zgodę na imprezę masową. Cracovia tego nie zrobiła, więc jej mecz w Sosnowcu oglądało mniej więcej tyle osób, ile w godzinach szczytu mieści się w jednym wagonie warszawskiego tramwaju. W związku z poziomem gry Cracovii to może i lepiej.
Wspomnieliśmy też o tym, że Zagłębie Lubin traci cztery bramki w drugim meczu z rzędu, chociaż wcale nie gra tak źle, jak by sugerowały wyniki. Jeśli na dzień dobry po powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej trafia się na mistrza i wicemistrza Polski, to można mówić o pechu. O możliwościach jeszcze nie.
Polonia Bytom wygrywa drugi mecz z rzędu, a Bełchatów żadnego z dwóch nie wygrał.
Na Konwiktorską warto było przyjść dopiero w 88. minucie, żeby zobaczyć wydarzenia z 90. Tak powstają legendy, zaczynają się kariery i tworzą się wróżby. Założę się, że ta młoda para przyszła na stadion, bo chciała zacząć nowe życie od zwycięstwa. Kiedy osiąga się je w takich okolicznościach, w ostatniej chwili, smakuje ono lepiej.