Rusza Premiership: dwór obolałego króla

W sobotę i niedzielę pierwsze mecze ligi angielskiej. Zaczyna Chelsea, ale wszystkie oczy patrzą na Manchester.

Publikacja: 13.08.2009 18:40

Rusza Premiership: dwór obolałego króla

Foto: AFP

Mistrz United przegrał Ligę Mistrzów, Tarczę Wspólnoty, oddał Cristiano Ronaldo, dał sobie zabrać Carlosa Teveza. City latem wyrosło na prawdziwą potęgę.

Alex Ferguson ostatni raz uśmiechał się szczerze w przeddzień finału Ligi Mistrzów. Wtedy nie było pytań tabu, trener Manchesteru United żartował nawet z telenoweli „Cristiano Ronaldo do Realu”. Następnego dnia na tym samym miejscu za stołem konferencyjnym usiadło chodzące pole minowe, a kilku chętnych saperów poddało się po pierwszych pytaniach.

Barcelona bez litości uderzyła we wszystkie słabe punkty United, a następne tygodnie przynosiły cios za ciosem z innych stron. Szalejący Florentino Perez skończył wspomnianą telenowelę o Cristiano, zabierając najgroźniejszą broń Fergusona do Madrytu, Carlos Tevez przestał odbierać telefony od sir Aleksa i po dwóch latach bycia traktowanym na Old Trafford jak zapasowa część drużyny przeniósł się tam, gdzie go powitano jak króla, do City. Żeby Fergusona bardziej bolało, na cześć nowej gwiazdy rozwieszono w centrum olbrzymi niebieski plakat ze zdjęciem Teveza i napisem „Welcome to Manchester”. Taka aluzja do tego, że United jednak są spod Manchesteru, z Trafford, a City z samego city. Ostatni policzek Ferguson dostał tydzień temu od Chelsea: porażkę w karnych w meczu o Tarczę Wspólnoty.

[srodtytul]Bez komentarza[/srodtytul]

To wszystko wciąż boli, nawet jeśli transfer Ronaldo był przygotowany już wcześniej i przeprowadzony za zgodą Fergusona. Charakterystyczne, że po opublikowaniu informacji o zgodzie na odejście Portugalczyka do Realu klub – czyli Ferguson, bo ten klub to on – zapowiedział, że komentarzy na ten temat nie będzie. A jeśli zgadzał się tego lata na długie wywiady, to z zastrzeżeniem, że nie będzie też drążył, co się stało w rzymskim finale LM.

To, że United mają mniej pieniędzy do wydania niż Real czy Inter, Ferguson przełknąłby bez trudu, często tak bywało. Ale że już nawet sąsiedzi zza miedzy zaczynają mu harcować pod nosem? Najpotężniejszy człowiek Premiership, który w lidze jest wyrocznią, a w swoim klubie decyduje nawet o rozdziale miejsc parkingowych, miał prawo poczuć, że przestał rozumieć, co się wokół niego dzieje. Jeśli cierpi mistrz Premiership w ostatnich trzech sezonach, to razem z nim musi cierpieć cała liga. Przyjmowane jeszcze niedawno jako oczywistość zachwyty nad potęgą angielskiej piłki klubowej, jej bogactwem i dominacją w Lidze Mistrzów zamieniły się latem w biadanie nad kruszącym się imperium. I 0:2 obrońcy Pucharu Europy z Barceloną wcale nie było najgłębszą rysą. Transfery Realu, wymiana Zlatana Ibrahimovicia na Samuela Eto’o między Barceloną i Interem – to były tematy lata. Premiership znalazła się w cieniu, z którego wydobywał ją od czasu do czasu Manchester City. Ale jego 100 mln petrofuntów wydane na Teveza, Emmanuela Adebayora, Kolo Toure, Garetha Barry’ego i Roque Santa Cruza to tylko efektowna dekoracja, za nią straszy dziura, której kaprys szejka znad Zatoki Perskiej, choćby najbogatszego i zdeterminowanego, żeby zamienić City w potęgę, nie zasypie.

[srodtytul]Jak u Disneya[/srodtytul]

Chodzi o słynną już znaczną podwyżkę podatków dla najlepiej zarabiających w Wielkiej Brytanii, która uderzy w każdego, kto na Wyspach zawodowo gra w piłkę. Oraz o słabnącego funta frustrującego piłkarzy z zagranicy, a to nimi Premiership stoi. I wielu z nich, z Michaelem Ballackiem z Chelsea na czele, od razu zaczęło walkę o podwyżki, by jakoś wyrównać straty, które ponoszą, zamieniając funty z klubu na euro w ojczyźnie. Pod względem kosztów prowadzenia piłkarskiego biznesu Premiership nagle powędrowała na ogon najsilniejszych lig Europy. Od Hiszpanii, gdzie każdy piłkarz sprowadzony z zagranicy przez pierwszych pięć lat płaci tylko 25-procentowe podatki, dzieli ją przepaść.

Gdzie szukać pocieszenia? Przede wszystkim w telewizyjnej inwazji zza oceanu. ESPN, sportowa część imperium Walta Disneya, będzie od tego sezonu transmitować w Wielkiej Brytanii 46 meczów Premiership. Wkroczyła na tamtejszy rynek, wykorzystując upadek telewizji Setanta, i zajęła jej miejsce. Większość meczów – 92 w sezonie – wciąż należy do Sky i Ruperta Murdocha, a obie stacje na razie dosyć zgodnie współpracują, ale kto wie, co się stanie w przetargu na prawa od 2013, bo wtedy kończy się obecna umowa. Może należałoby raczej napisać: cokolwiek się stanie, kluby mogą na tym tylko zarobić. Pod względem emocji dla telewidza i kibica na stadionie ta liga wciąż jest niezrównana. W sobotę i niedzielę pierwsza okazja, by się o tym przekonać.

[srodtytul]Praca u podstaw[/srodtytul]

Przed Aleksem Fergusonem wyzwanie, jakiego jeszcze nikt w historii angielskiego futbolu nie udźwignął: zdobyć tytuł mistrza Anglii czwarty raz z rzędu. Transferami nie powalił na kolana, ale po pierwsze kadrę miał już silną, a po drugie Manchester to miejsce, gdzie się dobrych piłkarzy wychowuje do wielkości, a nie kupuje gotowych, jak do Madrytu. Ferguson będzie więc wychowywał kupionych latem skrzydłowych Luisa Antonio Valencię, Ekwadorczyka sprowadzonego z Wigan i Gabriela Obertana, Francuza z Lorient (grał tam na wypożyczeniu z Bordeaux). A najsłynniejsza z nowych twarzy na Old Trafford, Michael Owen, będzie bronią na czarne godziny, tak jak inni weterani: Paul Scholes, Ryan Giggs.

Na szczęście dla Fergusona inni mają nie mniejsze problemy. Chelsea ciągle zaciska pasa – czy kiedyś byłoby do wyobrażenia, że ten klub zaproponuje Milanowi za Andreę Pirlo 8 milionów? – i jedyne odstępstwo zrobiła dla Jurija Żirkowa, kupując Rosjanina z CSKA Moskwa za 18 mln funtów. Na Stamford Bridge wierzą, że nowy trener – już piąty w ostatnich dwóch latach – Carlo Ancelotti ma w klubie wystarczająco dużo dobrych piłkarzy, by odbić tytuł z rąk Manchesteru.

Wicemistrz Liverpool zapłacił drogo za powrót Pereza do władzy w Realu. Alvaro Arbeloę oddał do Madrytu, bo chciał, ale już Xabiego Alonso oddać musiał, inaczej miałby na liście płac frustrata, który nie może darować swojemu szefowi, że trzyma go tu na siłę. Rafa Benitez tym razem na rynku transferowym był ledwo zauważalny. Skupił się na pracy u podstaw i podkupił Barcelonie dwóch specjalistów od szkolenia młodzieży, by reanimować akademię piłkarską Liverpoolu. Oczywiście bez transferów się nie obeszło, Benitez kupił Alberto Aquilaniego z Romy i Glena Johnsona z Portsmouth, ale to układu sił w drużynie bardzo nie zmieni. Wciąż najważniejsze dla Liverpoolu jest to, czy zdrowi są Steven Gerrard i Fernando Torres. Jeśli tak, to są szanse na mistrzostwo.

Arsenal nad swoją akademią pracuje od lat, oszczędza też od dawna, więc w jego przypadku letni obrót spraw nikogo nie zdziwił. Manchester City zabrał Arsene’owi Wengerowi szefa obrony Kolo Toure, wziął też Emmanuela Adebayora, ale jego już z błogosławieństwem Wengera, bo humory napastnika z Togo coraz trudniej było znosić. Trener Arsenalu kupił jedynie obrońcę z Ajaksu Thomasa Vermaelana i liczy na to, że Tomas Rosicky wreszcie będzie zdrowy, a Andriej Arszawin utrzyma formę z rundy wiosennej.

Manchester City jest zagadką. Kupował dużo i mądrze, ale nie wiadomo jeszcze, jak dobrą całość – i na jak długo – uda się z tego poskładać. Sukcesem City będzie już rozerwanie łańcucha, którym Premiership oplotła wielka czwórka. Od czterech lat nie dopuściła do szczytu tabeli nikogo z zewnątrz.

[srodtytul]Obraniak jedzie do Marsylii[/srodtytul]

Ligi niemiecka i francuska rozpoczęły sezon już tydzień temu. Bayern na razie nie zachwyca. Punkt na inaugurację z Hoffenheim zawdzięcza sędziemu, który nie uznał prawidłowego gola zdobytego przez Chorwata Josipa Simunicia. Na powtórkach widać dokładnie, że arbiter popełnił błąd, bo Michael Rensing wybijał piłkę już zza linii bramkowej. Nowy trener wicemistrzów Niemiec Louis van Gaal przyznał, że jego zespół miał sporo szczęścia. W sobotę powinny zagrać już gwiazdy Bayernu: Franck Ribery i Miroslav Klose. Do Monachium przyjeżdża podrażniony Werder. Klub z Bremy na inaugurację przegrał nieoczekiwanie z Eintrachtem Frankfurt 2:3.

We Francji na razie bez większych niespodzianek. Obrońca tytułu Bordeaux i wicemistrz Olympique Marsylia pokonali bez problemów pierwsze przeszkody: Lens (4:1) i Grenoble (2:0). Potknął się tylko Olympique Lyon, remisując w Le Mans 2:2. W niedzielę wieczorem, w hicie kolejki, Marsylia podejmie Lille. Ludovic Obraniak po znakomitym debiucie w koszulce z orzełkiem na piersi pokaże się polskim kibicom w starciu z głównym faworytem rozgrywek.

[ramka][b]Najciekawsze mecze weekendu[/b]

[b]Sobota[/b] [ul][li]Chelsea – Hull (godz. 13.40, transmisja w Canal+ Sport) [/li][li]Bayern – Werder (15.30, Eurosport 2) [/li][li]Everton – Arsenal (18.25, Canal+ Sport) [/li][/ul] [b]Niedziela[/b] [ul][li]Tottenham – Liverpool (16.55, Canal+ Sport) [/li][li]Olympique Marsylia – Lille (20.55, Canal+ Sport 2)[/ramka] [/li][/ul]

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku