Mistrz United przegrał Ligę Mistrzów, Tarczę Wspólnoty, oddał Cristiano Ronaldo, dał sobie zabrać Carlosa Teveza. City latem wyrosło na prawdziwą potęgę.
Alex Ferguson ostatni raz uśmiechał się szczerze w przeddzień finału Ligi Mistrzów. Wtedy nie było pytań tabu, trener Manchesteru United żartował nawet z telenoweli „Cristiano Ronaldo do Realu”. Następnego dnia na tym samym miejscu za stołem konferencyjnym usiadło chodzące pole minowe, a kilku chętnych saperów poddało się po pierwszych pytaniach.
Barcelona bez litości uderzyła we wszystkie słabe punkty United, a następne tygodnie przynosiły cios za ciosem z innych stron. Szalejący Florentino Perez skończył wspomnianą telenowelę o Cristiano, zabierając najgroźniejszą broń Fergusona do Madrytu, Carlos Tevez przestał odbierać telefony od sir Aleksa i po dwóch latach bycia traktowanym na Old Trafford jak zapasowa część drużyny przeniósł się tam, gdzie go powitano jak króla, do City. Żeby Fergusona bardziej bolało, na cześć nowej gwiazdy rozwieszono w centrum olbrzymi niebieski plakat ze zdjęciem Teveza i napisem „Welcome to Manchester”. Taka aluzja do tego, że United jednak są spod Manchesteru, z Trafford, a City z samego city. Ostatni policzek Ferguson dostał tydzień temu od Chelsea: porażkę w karnych w meczu o Tarczę Wspólnoty.
[srodtytul]Bez komentarza[/srodtytul]
To wszystko wciąż boli, nawet jeśli transfer Ronaldo był przygotowany już wcześniej i przeprowadzony za zgodą Fergusona. Charakterystyczne, że po opublikowaniu informacji o zgodzie na odejście Portugalczyka do Realu klub – czyli Ferguson, bo ten klub to on – zapowiedział, że komentarzy na ten temat nie będzie. A jeśli zgadzał się tego lata na długie wywiady, to z zastrzeżeniem, że nie będzie też drążył, co się stało w rzymskim finale LM.