Rusza Serie A: magia przegrała z księgowym

Dziennikarze i kibice lamentują, na horyzoncie – zdaniem pesymistów – widać już kolejną klęskę włoskich klubów w Lidze Mistrzów.

Publikacja: 21.08.2009 21:46

Prezesi włoskich klubów, dotychczas najrozrzutniejsi ludzie w kraju, pytani o cele w tym sezonie po raz pierwszy nie mówią o tytułach i pucharach, ale o zbilansowaniu ksiąg rachunkowych. Do futbolowego języka dziennikarzy i kibiców weszły terminy z podręczników ekonomii: rozliczenia międzyokresowe, marża operacyjna, rewaloryzacja.

Fatalna sytuacja finansowa klubów nie jest tajemnicą. Już rok temu Inter i Milan miały po niemal 400 mln euro długów, Lazio – 165 mln, Roma – 153 mln, Juventus – 144 mln. Tym razem jednak zamiast przyjaznego dekretu rządowego i hojnych sponsorów przyszedł kryzys. Serie A, a konkretnie Inter i Milan, musiały sprzedać swoje najcenniejsze klejnoty: Ibrahimovica i Kakę. Przedtem, jak choćby gdy Juventus skasował fortunę za sprzedaż Zidane’a do Realu Madryt, tak poważny zastrzyk gotówki wywoływał efekt domina i feerię fantastycznych transferów. Teraz Inter i Milan zaniosły grzecznie pieniądze do banku, bo trudno uznać zakup Eto’o, Lucio (Inter) czy Huntelaara (Milan) za finansową, a tym bardziej sportową rekompensatę utraty dwóch gwiazdorów.

[srodtytul]Gwiazdy uciekają[/srodtytul]

To prawda, że kluby angielskie czy hiszpańskie mają porównywalne długi. Różnica polega na tym, że włoskie nie mają ich czym spłacić. Premiership na marketingu zarobiła ponad 170 mln euro, a Serie A – 64 mln. Kibic angielski wydał na gadżety klubowe w ubiegłym roku 65 euro, holenderski czy hiszpański – 45, a włoski zaledwie 23 euro. Kluby serie A zamiast zarabiać na stadionach, muszą je wynajmować od władz miejskich. Stąd zmuszone zostały do wyprzedaży swego jedynego majątku – piłkarzy. Jeśli wziąć pod uwagę pięć najważniejszych międzynarodowych transferów, Serie A wyeksportowała towar za 140 mln euro, a sprowadziła za 60 mln. Zdaniem fachowców na letnich transferach (kluby Serie A kupiły 180 piłkarzy, sprzedając nieco mniej) sportowo wzmocnił się jedynie Juventus, bo nie pozbył się nikogo ważnego, a sprowadził z Werderu świetnego Brazylijczyka Diego (24,5 mln euro).

Prezesi najmocniejszych włoskich klubów nie bez racji narzekają, że przegrywają z hiszpańską i angielską konkurencją również z powodu podatków. Hiszpania w ramach zachęty dla pracowników z zagranicy, w tym piłkarzy, zmniejszyła im podatek dochodowy przez pierwsze pięć lat pobytu z 43 do 24 proc. (Hiszpanie nazwali decyzję prawem Beckhama). Naturalnie piłkarzy i ich agentów interesuje zarobek netto. Tak też podpisywane są kontrakty. W praktyce oznacza to, że zarabiający 1 mln euro netto zagraniczny piłkarz kosztuje hiszpański klub ok. 1,3 mln, a włoski 1,9 mln (angielskie 1,7 mln). Szef Milanu Adriano Galliani powiedział, że gdyby we Włoszech obowiązywał hiszpański reżim fiskalny, jego klub oszczędziłby w ubiegłym roku 43 mln euro i Kaka nadal grałby w Mediolanie.

Odpływ gwiazd i kryzys spowodowały, że włoscy kibice wykupili aż o 20 proc. sezonowych karnetów mniej niż w zeszłym roku. Ludzie włoskiego futbolu z Silvio Berlusconim na czele, ci sami, którzy przez lata drenowali zagraniczne kluby z gwiazd, proponując im faraońskie zarobki, teraz domagają się tzw. salary cap na wzór amerykański, czyli określenia górnej granicy płac na pensje dla wszystkich piłkarzy w klubie. Idea jest bliska sercu szefa UEFA Platiniego, ale prawnie nie do zrealizowania.

[srodtytul]Turniej czwartej kategorii[/srodtytul]

Fachowcy są zgodni, że o scudetto będą walczyć Inter z Juventusem, a pojedynkowi z dalszej odległości będą się przyglądać Milan, Roma i Genoa, uważana za czarnego konia rozgrywek. Choć niekoniecznie w tej kolejności, bo klub Berlusconiego stracił Kakę, Maldiniego, trenera Ancelottiego i rozpoczyna nowy cykl, a w przedsezonowych meczach przegrał osiem spotkań z rzędu. Włosi doskonale zdają sobie sprawę, że tłuste lata minęły i ćwierćfinał Ligi Mistrzów to teraz szczyt sportowych możliwości włoskich klubów, zakładając, że o szczebel wcześniej znów nie trafią na Anglików czy hiszpański duet Real – Barca.

Panujące nastroje najlepiej oddaje długi tytuł z czwartkowego „Corriere della Sera”: "Serie A turniejem czwartej kategorii. W LM lepsi są od nas Anglicy i Hiszpanie. Pozostały nam tylko wspomnienia". A z tekstu leje się nostalgia za Maradoną, Platinim, Bońkiem, Van Bastenem, Gullitem, Zico, Socratesem, Rummenige, Matthaeusem. Dziś – utyskuje dziennik – żaden z nich nie przyjechałby do Włoch.

[srodtytul]Żałoba po Ronaldo[/srodtytul]

Mistrzowie Anglii mają za sobą ciężki tydzień. Skromne zwycięstwo nad Birmingham City i przegrana z Burnley nie zachwiały jednak ich pewnością siebie. – Tej drużyny tak długo nie było w Premiership, że nasza porażka musi wzbudzać sensację. Ale trzeba przyznać, że przeciwnicy zaprezentowali się bardzo dobrze – zauważył sir Alex Ferguson. Od ostatniego występu Burnley w angielskiej ekstraklasie minęły 33 lata, od poprzedniego zwycięstwa nad United – 41.

„Ten mecz udowodnił, że żałoba po Cristiano Ronaldo jeszcze się nie skończyła” – napisał o środowej porażce Manchesteru dziennik „Guardian”. Ferguson nie próbował nawet szukać zastępstwa dla najlepszego piłkarza świata. Nie zamierza też wydawać pieniędzy na transfery i robić rewolucji w zespole. Wierzy w umiejętności swoich zawodników i ma nadzieję, że szybko wymażą z pamięci ostatnie niepowodzenia.

Na Old Trafford nikt nie robi tragedii. United nie pierwszy raz zostali w blokach. W poprzednich dwóch sezonach wygrali tylko jedno z dwóch pierwszych spotkań, a i tak sięgnęli po najważniejsze trofeum. W sobotę szansa na odkupienie win - mecz z Wigan. Lepszego przeciwnika na przełamanie nie mogli sobie wyobrazić: wygrali z nim wszystkie osiem meczów, od kiedy awansował do Premier League w 2005 roku. W dodatku do zdrowia wracają Gary Neville i Nemanja Vidić.

W lidze na razie rządzi Londyn. Prowadzi Tottenham przed Chelsea i Arsenalem. Lider zaczął sezon efektownie, najlepiej od 44 lat. W niedzielę pokonał u siebie Liverpool 2:1, a cztery dni później rozbił na wyjeździe Hull 5:1. Jedyne zmartwienie Harry’ego Redknappa przed niedzielnymi derbami z West Ham United to kontuzja bramkarza Heurelho Gomesa.

[srodtytul]Problemy Auxerre [/srodtytul]

Dwa mecze, zero punktów, żadnej strzelonej bramki. Nie tak wyobrażali sobie początek sezonu kibice Auxerre. Ireneusz Jeleń jest dla klubu bezcenny. Tak było w ubiegłym sezonie, tak jest i teraz. Polak leczy uraz pachwiny, a jego koledzy nie potrafią pokonać ani Sochaux, ani debiutanta z Lens. W sobotę do Auxerre przyjeżdża Olympique Lyon: bez kontuzjowanego Sidneya Govou i Lisandro Lopeza, ale z Michelem Bastosem i Bafetimbim Gomisem. O sile trzeciej drużyny Ligue 1 przekonał się w środę Marcin Wasilewski. Jego Anderlecht przegrał aż 1:5 w pierwszym meczu czwartej, decydującej rundy eliminacji Ligi Mistrzów i choć rewanż odbędzie się w Brukseli, odrobienie strat wydaje się mało prawdopodobne.

Hercie wiedzie się średnio: zwycięstwo i porażka w Bundeslidze, przegrana w pierwszym meczu Ligi Europejskiej z Broendby (1:2). Artur Wichniarek z powodu bólu pleców opuścił boisko w Kopenhadze po 30 minutach i w najbliższym spotkaniu z Bochum nie zagra. Łukasz Piszczek, który w Kopenhadze wszedł na ostatnie minuty, usiądzie w niedzielę na ławce.

Wolfsburg zaczął od wysokiego "c". Sześć punktów, pięć bramek to najlepsza odpowiedź na opinie, że obrona tytułu może się okazać dla klubu z miasta Volkswagena misją niemożliwą. W niedzielę mistrzów Niemiec sprawdzi Hamburg. – To będzie bardzo ciężki mecz. Jestem przekonany, że rywale zakończą sezon w czołówce – mówi trener Wolfsburga Armin Veh.

[ramka][b]Najciekawsze mecze weekendu[/b]

[i]Sobota[/i] • Wigan – Manchester United (godz. 15.55, Canal+ Sport) • Auxerre – Olympique Lyon (18.55, Canal+ Sport 2)

[i]Niedziela[/i] • West Ham – Tottenham (14.25, Canal+ Sport) • Bochum – Hertha (15.30, Eurosport 2) • Wolfsburg – Hamburg (17.30, Eurosport 2) • Genoa – Roma (20.40, Canal+ Sport) [/ramka]

Prezesi włoskich klubów, dotychczas najrozrzutniejsi ludzie w kraju, pytani o cele w tym sezonie po raz pierwszy nie mówią o tytułach i pucharach, ale o zbilansowaniu ksiąg rachunkowych. Do futbolowego języka dziennikarzy i kibiców weszły terminy z podręczników ekonomii: rozliczenia międzyokresowe, marża operacyjna, rewaloryzacja.

Fatalna sytuacja finansowa klubów nie jest tajemnicą. Już rok temu Inter i Milan miały po niemal 400 mln euro długów, Lazio – 165 mln, Roma – 153 mln, Juventus – 144 mln. Tym razem jednak zamiast przyjaznego dekretu rządowego i hojnych sponsorów przyszedł kryzys. Serie A, a konkretnie Inter i Milan, musiały sprzedać swoje najcenniejsze klejnoty: Ibrahimovica i Kakę. Przedtem, jak choćby gdy Juventus skasował fortunę za sprzedaż Zidane’a do Realu Madryt, tak poważny zastrzyk gotówki wywoływał efekt domina i feerię fantastycznych transferów. Teraz Inter i Milan zaniosły grzecznie pieniądze do banku, bo trudno uznać zakup Eto’o, Lucio (Inter) czy Huntelaara (Milan) za finansową, a tym bardziej sportową rekompensatę utraty dwóch gwiazdorów.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku