Jedynym rywalem nowego prezydenta w walce o posadę był Ari Vatanen – rajdowy mistrz świata z sezonu 1981 i były europarlamentarzysta.
Podczas kampanii wyborczej Fin zapowiadał, że pod jego rządami FIA przejdzie całkowitą przemianę. Chciał się odciąć od pełnej afer przeszłości i pracować nad poprawą stanu poszczególnych dyscyplin sportu dzięki dialogowi z zainteresowanymi.
Z kolei Todt – były pilot rajdowy oraz szef ekip Peugeota w rajdowych mistrzostwach świata i Ferrari w Formule 1 – otrzymał oficjalne poparcie odchodzącego prezydenta. To wzbudziło kontrowersje w środowisku wyścigowym. – Wybory muszą być wolne i oznaczać początek czegoś nowego – zżymał się trzykrotny mistrz świata F1 Jackie Stewart.
Wobec kandydatury Todta wysuwano poważne zarzuty: środowisko Formuły 1 niechętnie widziało na stanowisku prezydenta FIA człowieka, który jeszcze niedawno szefował jednemu z zespołów i dzięki rządom żelaznej ręki doprowadził go do licznych tytułów mistrzowskich na początku XXI wieku. Atmosferę popsuły także doniesienia, jakoby współpracownicy Todta namawiali przedstawicieli głosujących w wyborach narodowych federacji automobilowych do poparcia Francuza np. w zamian za opłacenie corocznych składek członkowskich.
Mimo to – a raczej w dużej mierze dzięki poparciu odchodzącej władzy – piątkowe wybory wydawały się formalnością. Todt zdobył aż 135 głosów, Vatanen – faworyt „maluczkich” w automobilowym świecie – zaledwie 49.