Sto lat temu, 19 listopada 1911 roku, rozpoczynała też od porażki – 3:4 z Koroną, która była jednym z pierwszych klubów Warszawy, ale połączyła się z Legią. Polonia jest od 100 lat, już prawie nie żyła, odłączona od kroplówki przez towarzyszy z PZPR, ale odrodziła się wraz z nową Polską.

Historia Polonii jest historią Warszawy i Polski. Doman Nowakowski pokazał to w napisanej na stulecie klubu sztuce „Czarne serca". Jej premiera odbyła się w sobotę w Teatrze Kamienica w obecności około 300 osób, w bardzo wielu przypadkach związanych z klubem od dziesięcioleci. Honorowy prezes Jerzy Piekarzewski chyba na Konwiktorskiej się urodził. Juliusz Kulesza, grafik, autor książek, pamięta Polonię z czasów, kiedy jej prezesem był generał Kazimierz Sosnkowski. Zdzisław Sosnowski bronił bramki Polonii, kiedy na gruzach stolicy zdobywała w roku 1946 mistrzostwo Polski, a Henryk Misiak grał w zespole, który w roku 1952 pokonał Legię w finale Pucharu Polski. Juliusz Kulesza obliczył, że w powstaniu warszawskim walczyło 37 piłkarzy Polonii.

Klub przedwojennej elity – Gebethnerów, Lothów czy Sosnkowskiego, po roku 1945 musiał przegrać z wojskową Legią i milicyjną Gwardią. Nowakowski pokazał rozterki urodzonych po wojnie warszawskich kibiców: iść w południe na mecz Czarnych Koszul z Mazurem Ełk czy wieczorem na Legię z Interem przy jupiterach? I czy pójście na Łazienkowską musi oznaczać zdradę? Wcale nie. Przez dziesięciolecia obydwa kluby żyły w zgodzie, bezsensowna wojna zaczęła się wtedy, kiedy Polonia wróciła do ekstraklasy i z ubogiego krewnego stała się godnym konkurentem.

Dziś różnica między Polonią a Legią polega na tym, że starych sportowców tej pierwszej i jej kibiców można spotkać 1 listopada na Powązkach, a legionistów jakby mniej. Przy Konwiktorskiej się jest, a przez Łazienkowską się przejeżdża.