Kontuzje mocno pana doświadczyły: najpierw kolana i oka, teraz biodra. Która była najbardziej dokuczliwa?
Najbardziej bałem się o oko. Mogłem przecież stracić wzrok. Początkowo nic nie widziałem na prawe oko, w które na treningu uderzyła pęknięta guma służąca do rozciągania mięśni. Stało się to w Rosji, w Nowosybirsku, gdzie nie ma najlepszych lekarzy. Dawali mi zastrzyki. Gdy wróciliśmy do Moskwy, wciąż nic nie widziałem, odczuwałem tylko zmiany natężenia światła. Chodziliśmy do różnych lekarzy, przez tydzień do złego. Potem zbadał mnie inny i powiedział, że mam uszkodzoną soczewkę i konieczna jest operacja. Poddałem się jej w Stanach. Dziś nie jest źle, widzę na to oko, choć nie w 100 procentach jak wcześniej. Cieszę się, że mogę uprawiać koszykówkę. Latem wybieram się do kliniki w Oklahomie, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Kontuzja kolana przytrafiła się w środku sezonu. Nigdy nie jest łatwo, gdy masz przerwę w takim momencie. Dodatkowo nastąpiła wtedy zmiana trenera w Chimkach Moskwa – Kestutisa Kemzurę zastąpił Sergio Scariolo. Tym trudniej było wrócić, bo trzeba się było przystosować do nowego systemu gry.
Ostatnia kontuzja biodra była szczególnie pechowa. Przytrafiła się już po podpisaniu kontraktu z Caja Laboral i w kilka dni po tym, jak poinformował pan, że ze względów rodzinnych nie weźmie udziału w mistrzostwach Europy na Litwie. Niektórzy mogliby pomyśleć: los go pokarał, bo nie chciał grać dla reprezentacji.
Cóż, nieszczęśliwy wypadek. Zdarzają się takie w karierze koszykarza. Ta kontuzja przytrafiła mi się w Chicago w czasie treningowej gry trzech na trzech. Jeden z chłopaków przewrócił się w tym samym miejscu w poprzedniej akcji. Nie zdążyli wytrzeć parkietu. Poślizgnąłem się, prawie zrobiłem szpagat. Od razu poczułem, że coś jest nie tak. Nawet jak chodziłem, a nie biegałem, czułem, jakby ktoś wbijał mi nóż w biodro. Badania wykazały, że doznałem uszkodzenia chrząstki lewego stawu biodrowego, która amortyzuje tarcie między kośćmi. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.