Owszem, przyjeżdżały tu najlepsze reprezentacje świata – Niemcy, Włosi, Brazylijczycy, Anglicy, Francuzi, ale żeby grać z Polską, a nie między sobą.
Dzisiejszy półfinał Niemcy – Włochy na Stadionie Narodowym to jest wydarzenie wyjątkowe. Dzięki Euro Warszawa (i Polska) stała się miejscem godnym meczów, ktore przechodzą do historii. Do tej pory, przez kilkadziesiąt lat, to było niemożliwe.
Warszawa nie zmieniła swojego położenia na mapie, sama się zmieniła. Nie rozgrywano tu meczów o najwyższą stawkę nie tylko dlatego, że nie było Euro, ale też dlatego, że nie mieliśmy stadionow, nowoczesnych lotnisk, hoteli i choćby kawałka autostrady. Jeszcze w roku 1995, kiedy Legia grała w Lidze Mistrzów, UEFA zdyskwalifikowała jej stadion za całokształt. Ale miała dobrą wolę, więc reprezentujący ją Szwajcar podrzucił myśl, że można by zagrać na stadionie po drugiej stronie Wisły. Słyszał, że jest tam taki, na ktorym upcha się nawet sto tysięcy kibiców. Trochę się zdziwił, kiedy usłyszał, że na stadionie jest jarmark. Zaczął więc analizować inne możliwości: Łódź, Poznań, Kraków, Katowice, i wyszło mu, że najbliższy stadion spełniający normy UEFA znajduje się w Berlinie.
To byłaby kompromitacja. Umyto więc jupitery na Łazienkowskiej, ktoś z Politechniki Warszawskiej o nieczytelnym podpisie poświadczył, że liczba luksów gwarantuje przeprowadzenie transmisji w telewizji kolorowej. I po polsku, mecze się odbyły.
Tylko dwukrotnie Warszawa była stadionem neutralnym. W 1964 roku reprezentacje NRD i ZSRR rozgrywały tu baraż o prawo gry na igrzyskach olimpijskich. Ani Niemcom, ani Rosjanom rozłożysty Stadion Dziesięciolecia z nie najlepszą trawą nie przeszkadzał, bo takie same mieli u siebie. NRD wygrała 4:1, ku uciesze większości kibiców na trybunach. W 2001 na stadionie Legii w Pucharze UEFA grały Glasgow Rangers i Anży Machaczkała jako gospodarz, bo Szkoci odmówili wyjazdu do Dagestanu. To wszystko.