To ma być show i nic innego się nie liczy. Po to Mecze Gwiazd zostały wymyślone ponad 60 lat temu. Od początku miały być: promocja, popularyzacja i show, więc są. Gwiazdy na parkiecie, gwiazdy na trybunach, gwiazdy na estradzie. W Houston zaśpiewa m.in. Alicia Keys, która objeżdża w tym roku najważniejsze imprezy sportowe - niedawno śpiewała hymn USA przed Super Bowl.
Dla zawodników i trenerów to jest moment oddechu i chwila zabawy. Pracy wystarczy na co dzień, mają do rozegrania 82 spotkania w trakcie sezonu. Na kilka dni stop ciężkiej pracy: im bardziej kolorowo, tym lepiej.
Widzowie mają zobaczyć, jak piłka wpada do kosza po akcjach zaprzeczających prawom fizyki. W obu drużynach są specjaliści od tego typu zagrań: Blake Griffin (choćby słynny skok nad samochodem w zeszłorocznym konkursie wsadów) i Kobe Bryant w zespole Zachodu czy LeBron James oraz Dwyane Wade w drużynie Konferencji Wschodniej. Bryant i James będą toczyć cichy pojedynek o to, kto zostanie największą gwiazdą wśród gwiazd. Lider Los Angeles Lakers zagra w Meczu Gwiazd już po raz 15. z rzędu (wyrównał rekordowe osiągnięcie m.in. Karla Malone'a, Jerry'ego Westa i Shaquille'a O'Neala) i dostał od kibiców najwięcej głosów.
James zagra w Meczu Gwiazd po raz dziewiąty (jest kilka lat młodszy od Bryanta) i przegrał głosowanie ledwie o kilka tysięcy głosów, ma więc teraz powód do rewanżu. Zostaje mu zdobyć tytuł MVP Meczu. W sporze: Bryant – James wypowiedział się nawet Michael Jordan, który w dniu meczu, 17 lutego, obchodzi 50. urodziny.
- Kobe jest lepszy, bo ma pięć mistrzowskich pierścieni. Nie mówię, że LeBron tylu nie zdobędzie, ale na razie, kiedy o tym myślę, to pięć ciągle wygrywa z jedynką – podsumował Jordan, który sam wywalczył sześć tytułów w barwach Chicago Bulls.