Trudno mi powiedzieć, kto ma rację, ale historia futbolu zna takie przypadki. Czasami datę urodzenia piłkarza fałszuje się celowo, a bywa, że trudno ją ustalić. Dotyczy to zwłaszcza zawodników z krajów egzotycznych, w których metryki czasami giną i trzeba zawodnikowi (lub jego agentowi) wierzyć na słowo. Jedyna pewna informacja jest taka, że chłopiec urodził się w porze suchej lub deszczowej. Kiedy w Polsce grał Emmanuel Olisadebe, nieżyczliwi jego agentowi konkurenci twierdzili, że urodził się nie w roku 1978, ale pięć lat wcześniej i udowadniali to, pokazując, że cyfrę 3 najłatwiej zmienić w papierach na 8.
Kiedyś w mistrzostwach świata do lat 20 metryki zmieniono całej reprezentacji Meksyku. Piłkarze byli w rzeczywistości starsi i nie udało się tego utrzymać w tajemnicy. Za karę FIFA wykluczyła Meksyk z mundialu w roku 1990. Jeden z najsłynniejszych polskich piłkarzy Włodzimierz Lubański był za młody, żeby grać w klubie, więc sfałszował legitymację szkolną, postarzając się o rok. Dwa lata później, jako szesnastolatek, debiutował w reprezentacji Polski. Leszek Ćmikiewicz urodził się w maju 1947. Ojciec tak się cieszył, że zapomniał poinformować urząd stanu cywilnego. Zrobił to po paru miesiącach, ale trafił na pijanego urzędnika (mówimy o powojennym Wrocławiu), który wpisał w metrykę rok 1948. Na dobrą sprawę wszystkie mecze reprezentacji Polski juniorów i U-23 z udziałem Ćmikiewicza powinny zakończyć się walkowerami dla rywali.
Mój przypadek jest nieco inny. Jako 18-latek wystąpiłem w turnieju trampkarzy (!) w Rembertowie. Ponieważ zostałem królem strzelców, zainteresowali się mną trenerzy innych drużyn. Kiedy po castingu zostałem już zakwalifikowany do kadry juniorów Warszawy, okazało się, że jestem o pięć miesięcy za stary. Urodziłem się „przed lipcem”, a brali tylko tych „po lipcu”. No i przeszkodzili mi w zrobieniu kariery na miarę Falcao.