Agnieszka Radwańska przegrała ostatni mecz 2:6, 2:6, walki wiele nie było, zaledwie 58 minut gry, styl i wynik, który nie zostawia wątpliwości, że Polka była tym razem najsłabszą uczestniczką turnieju.
Trochę szkoda, że całkiem udany tenisowy rok zakończyła w ten sposób, trzy tytuły (Auckland, Sydney i Seul) oraz niezły bilans zwycięstw i porażek (56-19 licząc z tymi w Stambule) zostały podsumowane najgorszym w karierze startem Agnieszki w turnieju mistrzyń. W czterech poprzednich startach zawsze wygrywała jakiś mecz, nawet jako rezerwowa.
Tym razem poszło źle, nie zdobyła nawet seta, nawet niemała premia za pojedynczą wygraną (140 tys. dol. do tych 135 tys. jakie dostała za sam udział) nie była dostateczną motywacją. Cieszy się Andżelika Kerber, bo wygrała wreszcie mecz w mistrzostwach WTA (w ubiegłym roku wyjechała z Turcji jak Radwańska, z bilansem 0-3), bo grała naprawdę dobrze, a jej leworęczny forhend był bronią nie do odparcia.
W dodatku Andżelika wie, że wciąż ma szansę awansować do półfinału, wszystko zależy od niej, piątkowy mecz z Petrą Kvitovą zadecyduje, bez żadnego patrzenia na wygrane sety i gemy oraz wyniki rywalek. Pierwsze miejsce w grupie czerwonej zdobyła jak chciała Serena Williams. W meczu z Czeszką też nie było wątpliwości, która jest lepsza. Jedyny kłopot Amerykanka miała w gemie otwarcia, gdy musiała bronić trzech piłek dających prowadzenie Kvitovej.
Petra i Andżelika po poprzednich meczach w cyklu WTA są na remis (2-2), niedawno w Tokio Czeszka wygrała 6:2, 0:6, 6:3. – Nie ma innego sposobu: trzeba znów wyjść i grać najlepiej jak się umie, tak jak dziś z Agnieszką, oraz próbować cieszyć się tenisem. Wreszcie czuję się wspaniale w Stambule, wreszcie cieszy mnie pobyt tutaj – mówiła szczęśliwa Kerber. Teraz wypada jej kibicować, w końcu jej sukcesy to polska krew, polskie korty w Puszczykowie, tylko niemiecka szkoła tenisa.