Stany Zjednoczone to terytorium, które długo opierało się Formule 1 – i wcale nie dlatego, że wyścigowe mistrzostwa świata nie chciały tam zaistnieć. Nowoczesny Circuit of The Americas na obrzeżach Austin to już dziesiąty tor, na którym organizowana jest Grand Prix USA. Poza ulicznymi zawodami w kalifornijskim Long Beach i lubianym przez kierowców Watkins Glen w stanie Nowy Jork, żadna lokalizacja nie zadomowiła się na dłużej w kalendarzu – a te dwa tory gościły F1 w latach 70.
Amerykańskich kibiców bardziej pociągały widowiskowe zawody NASCAR czy IndyCar, z punktu widzenia widza mniej skomplikowane niż Formuła 1. Dlatego przed zeszłoroczną edycją GP USA zastanawiano się, czy po pięcioletniej przerwie mistrzostwa świata zostaną ciepło przyjęte w Teksasie. Na szczęście obawy były płonne: debiut nowego toru okazał się wielkim sukcesem, a w stworzeniu niesamowitej atmosfery na trybunach pomogli miejscowym fanom kibice z niedalekiego Meksyku, wspierający swojego rodaka Sergio Pereza.
Istotną rolę odegrała też konfiguracja toru: projektanci garściami czerpali inspiracje z innych obiektów. Sekwencja szybkich łuków w pierwszym sektorze przypomina słynne zakręty Maggotts i Becketts z brytyjskiego Silverstone, długi prawy zakręt w trzecim sektorze jest wzorowany na słynnym Zakręcie 8 z tureckiego Istanbul Park, a ciasna, techniczna końcówka drugiego sektora jest podobna do sekcji stadionowej na niemieckim Hockenheim. Naprawdę wyjątkową cechą amerykańskiego toru jest jednak pierwszy zakręt, ze stromym podjazdem w końcówce prostej startowej. Na szczycie kierowcy muszą ostro hamować i zmieścić się w nawrót, celując niemal na ślepo w optymalny punkt skrętu. Różnica poziomów na liczącej 5,5 kilometra długości pętli wynosi aż 40 metrów.
W zeszłym roku inauguracyjny wyścig na torze w Teksasie miał jeszcze duże znaczenie dla losów mistrzowskiego tytułu. Tak jak teraz, była to przedostatnia runda zmagań i Sebastian Vettel miał tylko 10 punktów przewagi nad Fernando Alonso. W wyścigu pogodził ich Lewis Hamilton, zwyciężając przed Vettelem i Alonso. Teraz jest już od dawna po zabawie: tytuły są rozdane. Na szczęście brak emocji wynagradzają kibicom wydarzenia z padoku, przede wszystkim związane z roszadami wśród kierowców.
Tydzień przed startem w Austin niemiłą niespodziankę ekipie Lotus zgotował Kimi Raikkonen. Przechodzący po tym sezonie do Ferrari kierowca zdecydował się na operację dokuczającego mu ostatnio kręgosłupa – odbyła się ona w miniony czwartek i oczywiście wykluczyła starty w USA i kończącej mistrzostwa Grand Prix Brazylii.