Wydawało się, że akurat w tym medialno-biznesowo-sportowym układzie wszystko jest uzgodnione i przez ten blok nikt się nie przebije. Interesy mogą być oczywiście trochę różne, ale ci, którzy stworzyli marketingową potęgę siatkówki – firmy Plus, a potem Orlen, telewizja Polsat i PZPS – sprawiali wrażenie fachowców wiedzących, jak dobrze rozegrać mistrzostwa świata we własnych halach. Tymczasem na razie przegrywają, i to dość boleśnie.
Zamiast wzajemnej pomocy pod flagą biało-czerwoną mamy pretensje i straszenie, że małżeństwo Polsatu z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej może się skończyć rozwodem. Dla każdego, kto nie wie, jak wyglądają finansowe rozliczenia, tylko wnioskuje na podstawie tego, co widzi, to informacja szokująca.
Polsat przez ostatnie lata był praktycznie siatkarską telewizją, można było obstawiać w ciemno, że bez względu na porę dnia na jednym z kanałów piłka właśnie leci nad siatką. Siatkówka budowała Polsat Sport i Polsat Sport budował siatkówkę.
Zwieńczeniem tego miały być mistrzostwa świata, których współorganizatorem jest właśnie telewizja Zygmunta Solorza-Żaka. To miał być samograj – muzyka własna, tekst własny, szwagier w kasie – jak mówili przed wojną w warszawskich kabaretach. Zamiast tego mamy z trudem skrywaną kłótnię, nawet z polityką w tle (sławny podsłuch prezesa Orlenu, który mówi o „zablokowaniu Solorza"). Czyli szwagier uciekł z kasą.
Siatkarski mundial miał być samograjem, a mamy z trudem skrywaną kłótnię