Wszystko za sprawą Włodzimierza Lubańskiego. Kontuzja odniesiona w meczu z Anglią przerwała karierę naszego najlepszego napastnika, co paradoksalnie ułatwiło mu wyjazd za granicę. Kiedy był u szczytu formy, ofertę składał mu Real. W roku 1975 cieszył się, że chciało go Lokeren.
Powstał jednak problem. Lubański był „dobrem narodowym" i władza kręciła na ten transfer nosem. Piłkarz zagroził jednak, że pozostanie w Belgii bez względu na decyzje polityczne, więc godząc się z faktami dokonanymi, Główny Komitet Kultury Fizycznej poprosił ambasadora Polski w Belgii o informacje na temat Lokeren. Tym ambasadorem był Stanisław Kociołek, znany w Trójmieście z grudnia 1970 roku. Napisał, że miasteczko we wschodniej Flandrii jest senne, a nieliczni Polacy je zamieszkujący to byli żołnierze 1. Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka, nieprzejawiający aktywności politycznej. To władzę uspokoiło i Lubański mógł grać. Wkrótce zresztą z tymi kombatantami się zaprzyjaźnił.
Dla Lokeren to było szczęśliwe zrządzenie losu. Klub ledwo co awansował do I ligi. Jego prezes Etienne Rogiers, właściciel firmy produkującej różnego rodzaje folie (prowadził interesy również w Polsce), miał ambicje zbudowania klubu mogącego rywalizować z Anderlechtem Bruksela, Club Brugge czy Standardem Liege. W drużynie grali reprezentanci Belgii Rene Verheyen, Raymond Mommens i Roger Henrotay.
Ta drużyna w roku 1976 w rozgrywkach o Puchar UEFA pokonała nawet Barcelonę z Johanem Cruyffem i Johanem Neeskensem. W Lokeren mieszkało wówczas mniej więcej 30 tysięcy ludzi, stadion mieścił około 10 tysięcy, a zamówień na bilety było 200 tysięcy.
Rozochocony Rogiers w roku 1978 kupił z Koeln Duńczyka Prebena Elkjaera Larsena, a dwa lata później Grzegorza Latę ze Stali Mielec. W ten sposób, już z Lubańskim, powstała najsłynniejsza linia ataku w historii klubu, nazywana Trzy L. W roku 1981 Lokeren odniósł największy sukces: w lidze zajął drugie miejsce, dotarł też do finału Pucharu Belgii.