„Ze względu na podejrzenie naruszenia przez pana Marcina Dołęgę regulaminu, Polski Związek Podnoszenia Ciężarów zawiesza go w prawach zawodnika do czasu pełnego wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Jej wyniki poznamy w ciągu najbliższych dwóch tygodni, co oznacza, że Marcin Dołęga nie weźmie udziału w mistrzostwach świata w Kazachstanie" – napisano w oświadczeniu.
Decyzję podjęto na podstawie informacji uzyskanej od międzynarodowej federacji: podczas wrześniowego turnieju o Puchar Prezydenta Rosji u Dołęgi stwierdzono nieznacznie podwyższony poziom norandrosteronu. Wygrał on na Syberii rywalizację w kategorii +105 kg. W ostatnią niedzielę miał startować w rodzinnym Łukowie w mistrzostwach Polski, ale z zawodów się wycofał. Oficjalnie: z powodu kontuzji pleców, która miała też posłużyć za wytłumaczenie jego rezygnacji z wyjazdu do Kazachstanu.
Próbkę pobrano w Moskwie, ale zbadało ją laboratorium w Kolonii i zgodnie z przepisami zajmie się także analizą próbki B, o co wystąpił sam Dołęga. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", trzykrotny mistrz świata w kat. 105 kg (2006, 2009, 2010) był badany przez polskie laboratoria na obecność sterydów anabolicznych i wielokrotnie miał wynik tuż poniżej dopuszczalnej normy. Istnieje więc poważne podejrzenie o doping podprogowy – zawodnik brał tyle, ile można.
Gdyby się okazało, że Dołęga przekroczył dopuszczalny limit i jest winny, będzie to prawdopodobnie oznaczało koniec jego kariery. W 2004 roku wpadł już na dopingu, wówczas wykryto u niego podwyższony poziom testosteronu.
Został zawieszony na dwa lata, teraz jako recydywiście groziłaby mu kara o wiele surowsza: dyskwalifikacja od ośmiu lat do dożywocia. To oznacza pożegnanie z marzeniami o medalu olimpijskim, jedynym brakującym w jego kolekcji.