Dokumentować te przewagi można na wiele sposobów, bo Kenia od lat zdobywa biegowe medale na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata, w prestiżowych maratonach miejskich i także w setkach albo nawet tysiącach biegów lokalnych, takich o krowę, kilkaset euro lub złotych.
W tegorocznym rankingu Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) listę najlepszych rezultatów sezonu w maratonie otwiera Eliud Kipchoge z wynikiem 2:04.42 uzyskanym w kwietniu w Londynie, w pierwszej setce jest jeszcze 54 jego rodaków. Pierwszy Polak – Henryk Szost – na 98. miejscu z czasem 2:10.11 z wiosennego biegu w Warszawie. W kolejnych setkach jest podobnie.
Gorączka złota
Kronika maratońskiego rekordu świata to od 2003 roku także kenijska opowieść, choć z etiopskim wkładem na wyczyny Haile Gebrselassie w Berlinie w latach 2007 i 2008. Kenijczycy zrobili jednak swoje i Patrick Makau, potem Wilson Kipsang Kiprotich, a ostatnio Denis Kimetto przesunęli granicę w stolicy Niemiec do niezwykłego wyniku 2:02.57.
Tam, gdzie można na bieganiu zarobić grube miliony dolarów, najlepiej widać kenijską moc. Prowadzony od 2007 roku ranking cyklu World Marathon Majors (obejmuje wyniki najsławniejszych biegów maratońskich: w Tokio, Bostonie, Londynie, Berlinie, Chicago, Nowym Jorku oraz maratony olimpijskie i MŚ) jedynie raz wygrał (i wziął pół miliona dolarów) Etiopczyk – Tsegaye Kebede, poza nim tylko oni: Robert Kipkoech Cheruiyot, Martin Lel, dwa razy Samuel Wanjiru, Emmanuel Mutai, Geoffrey Mutai i Wilson Kipsang.
Gdy spojrzeć w wyniki maratonów, półmaratonów, biegów na 10 km w Japonii, USA, Europie Zachodniej, Polsce – pojawiają się kenijskie nazwiska, niekiedy na całym podium.