Ostatnie miesiące w jego życiu to strzelecki rekord na mundialu do lat 20, debiut w dorosłej reprezentacji i w Lidze Mistrzów, okraszony hat trickiem w meczu z Genk.
Haaland strzelał gole także w spotkaniach z Liverpoolem i Napoli, przechodząc do historii jako drugi nastolatek (po Karimie Benzemie), który w każdym z trzech pierwszych występów w Champions League trafiał do siatki. I pierwszy debiutant, który w tym czasie uzbierał aż sześć bramek. Siódmą dołożył w rewanżu z Napoli. To głównie dzięki niemu Red Bull Salzburg zachowywał szanse na awans do 1/8 finału (po zamknięciu tego wydania gazety grał z Genk) i wkrótce zarobi na nim fortunę.
Haalanda obserwuje ponad 20 klubów: od Barcelony i Realu przez Manchester City po Bayern. Przed rokiem Juventus oferował za niego 6 mln euro, ale Norweg nie chciał iść do drużyny, w której utknie na ławce rezerwowych albo będzie wypożyczany. Dziś według portalu Transfermarkt.de wart jest pięć razy tyle, a Salzburg, który kupił go za 5 mln, oczekuje nawet 60 mln.
– Mój syn stworzony jest do gry w Premier League. Ale pośpiech nie jest wskazany – przekonuje Alf-Inge Haaland, były obrońca Nottingham, Leeds i Manchesteru City. W Premier League rozegrał blisko 200 meczów, a jego karierę przerwała kontuzja kolana. Decyzję o emeryturze przyspieszył brutalny faul Roya Keane'a podczas derbów Manchesteru (kilka miesięcy po narodzinach Erlinga). Keane o mało nie urwał rywalowi prawej nogi. Zrobił to z premedytacją, miała to być zemsta za zachowanie Haalanda, który kilka lat wcześniej podszedł do zwijającego się z bólu Keane'a (zerwane więzadła) i zarzucił mu symulowanie.
– Nie lubię United, nie znoszę ich zawodników – nie ukrywał Haaland - senior. W 2003 r., po dziesięciu latach na emigracji, wrócił z rodziną do ojczyzny. Do Bryne, w którym stawiał pierwsze piłkarskie kroki i gdzie futbolu w miejscowym klubie zaczął się uczyć również jego syn.