Kiedy wybuchł dopingowy skandal z igrzysk w Soczi, można się było spodziewać powrotu sportowej zimnej wojny. Dowodów rosyjskiej winy przybywało, w końcu stały się ewidentne. Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) twardniał, a z Moskwy wciąż dochodziły sprzeczne sygnały – możliwa była podróż w obie strony: bojkotu i zmasowanej antyzachodniej propagandy oraz uspokojenia, z troską o los mundialu, który zacznie się w Moskwie 14 czerwca.
Na szczęście niepewność trwała krótko. Władimir Putin powiedział, że bojkotu Pjongczangu nie będzie, sportowcy mogą jechać do Korei i startować, nawet bez hymnu i flagi matki Rosji, a ostatnie wątpliwości rozwiały decyzje dotyczące wszechpotężnego jeszcze niedawno Witalija Mutki, którego prestiż gwałtownie się sfilcował. Na igrzyska nie pojedzie, a teraz okazało się, że nie powita też gości jako szef komitetu organizacyjnego mundialu.