Tegoroczne skoki na Gross-Titlis-Schanze przypomniały, że wiatr odgrywa ważną rolę w tej dyscyplinie sportu, zwłaszcza jeśli wieje dość mocno w plecy uczestników zawodów, ale pisać, że podmuchy znacząco zniekształciły wyniki pierwszego konkursu PŚ w Engelbergu nie można. Po prostu po czterech tygodniach rywalizacji zaczyna się nieco zmieniać układ sił.
Na szwajcarskiej skoczni dało się zatem zauważyć rosnącą formę Norwegów, poprawę Słoweńców oraz lekką zadyszkę niektórych Niemców i Austriaków, ale przynajmniej w pierwszej serii główną postacią stał się kontroler sprzętu Christian Kathol. Nie wahając się wiele zdyskwalifikował Fina Niko Kytosaho, Niemca Raimunda Philippa i Słoweńca Lovro Kosa, zaś Daniela Tschoifeniga, zdolnego Austriaka, nawet nie dopuścił do pierwszej próby, gdy zobaczył, jak nisko jest opuszczony krok w jego kombinezonie.
Czytaj więcej
Wśród najlepszych skoczków świata widać małą stabilizację, Polacy dają na Gross-Titlis-Schanze skromne sygnały poprawy formy. W sobotnim konkursie wystąpi czwórka: Żyła, Kubacki, Stoch i Wąsek, kwalifikacji nie przeszedł Maciej Kot.
Może to ostrzeżenie, żeby niektóre ekipy poszły za daleko z poprawkami sprzętu, ale chyba dało efekt, gdyż np. Niemcy Stephan Leyhe i Karl Geiger w sobotę latali bardzo krótko. Kto miał właściwy kombinezon i formę, obawiać się pana Kathola nie musiał, okazało się, że takich jest całkiem wielu, pojawiło się nawet w górze klasyfikacji kilku tych, którzy dotychczas nie błyszczeli.
Te słowa dotyczą głównie Norwegów, których w pierwszej dziesiątce konkursu pojawiło się czterech, zwłaszcza obecność obrońcy PŚ Halvora Egnera Graneruda mogła dać wiele do myślenia. Emocje konkursów pucharowych zostały zatem odświeżone, choć lider Kraft i wicelider Wellinger są wciąż mocni, to jednak ich przewaga z pierwszych dni już zniknęła. Atakują inni. Sukces Piusa Paschke, odniesiony w 33. roku życia przyjęto zatem ciepło, także jako obietnicę interesującej walki w 72. Turnieju Czterech Skoczni, tym bardziej, że po pierwszej serii Niemiec był szósty.