Później na boisko wyszli zmiennicy, a Włosi walczyli do końca już tylko o honor. Ostatecznie wygrali to spotkanie w tie breaku, ale schodzili z boiska przegrani. Takie są fakty. A przecież mieli wielkie apetyty, mówili o złotym medalu, skończyli jednak podobnie jak osiem lat temu.
Vital Heynen, belgijski trener polskiej reprezentacji mówił przed tym meczem, że nie ma mowy o liczeniu punktów, czy setów. – Chcemy zagrać tak, jak potrafimy. Jesteśmy w formie, co pokazaliśmy wygrywając dwukrotnie z Serbią. Ale mam świadomość, że Włosi to wielka drużyna. Ma w swoich szeregach Ivana Zajcewa, Osmany Juantorenę czy znakomitego rozgrywającego Simone Giannellego. Jeśli oni pokażą wszystko co najlepsze, to łatwo nie będzie – powiedział Heynen.
Słynny Brazylijczyk Giba twierdził jednak, że widzi w oczach Włochów strach. Realnie ocenił, że ich sytuacja w odróżnieniu od Polaków jest fatalna. Tak naprawdę przystępują do meczu z Polską ze świadomością, że tylko cud może ich uratować.
Z matematycznego punktu widzenia faktycznie szanse gospodarzy były niewielkie. Naszym siatkarzom wystarczył jeden wygrany set lub 62 małe punkty, nawet przy porażce 0:3. Serbowie po przegranej z Polakami, w takim właśnie stosunku, zapewnili sobie miejsce w najlepszej czwórce ponieważ wcześniej zdemolowali Włochów nie dając im ugrać nawet jednego seta.
Gospodarze nie wytrzymali presji, zjadły ich nerwy, a wielkie gwiazdy, Juantorena i Zajcew nie potrafili pomóc drużynie. Podobnie jak 14 tysięcy kibiców w wypełnionej do ostatniego miejsca hali w Turynie. Polacy uciszyli ich szybko.