Wszelkie prognozy tracą sens, gdy w meczu na szczycie jedna z drużyn gra tak jak potrafi, a druga nieoczekiwanie zapomina o swoich umiejętnościach. Radosław Panas, trener Wkręt-Metu, mówił wprawdzie z uznaniem o klasie Skry, ale chyba nie sądził, że pierwsza lekcja, jakiej jego drużynie udzieli trzykrotny mistrz Polski, będzie tak bolesna.
Pierwszy set skończył się szybciej, niż niektórzy z widzów zdążyli wygodnie usiąść na swoich miejscach. Siatkarze z Częstochowy popełniali proste błędy w przyjęciu, atakujący nie potrafili poradzić sobie z blokiem rywali, a serwujący wstrzymywali rękę.
Zespół z Bełchatowa, kiedy nie jest przyciśnięty do ściany, funkcjonuje bez zarzutu, a kropkę najczęściej stawia Mariusz Wlazły. Tak właśnie przebiegał ten set.
– Oni wyglądali tak, jakby się bali. Stawka spotkania wyraźnie ich przygniotła – mówił o siatkarzach z Częstochowy Ireneusz Mazur, były trener Skry. Na to samo zwrócił uwagę trener reprezentacji Polski Raul Lozano. Jego zdaniem Wkręt-Met wyszedł do tego spotkania bez wiary w zwycięstwo. – A bez tego nie da się wygrać tak ważnego meczu – przekonywał.
Kolejne sety nie zmieniły niczego. Goście do stanu 12:12 (w obu setach) próbowali walczyć, ale wystarczyło kilka ciosów mistrza, by Wkręt-Met zachwiał się i oddał inicjatywę. Wlazły, najlepszy zawodnik tego meczu, najbardziej cieszył się z tego, że i on, i jego koledzy nie stracili wiele sił. Przyznał, że ważnym elementem w wykonaniu Skry była zagrywka, która już na początku pogrążyła przeciwnika.