– W takim dniu jak ten siatkówka nie jest najważniejsza – powiedział na pomeczowej konferencji trener Belgijek Gert Vande Broek. Do niego też przed spotkaniem dotarła wieść, że żona polskiego trenera Jerzego Matlaka znalazła się w szpitalu z podejrzeniem wylewu krwi do mózgu.
W tej sytuacji Matlaka zastąpił jego asystent Piotr Makowski. Polskie siatkarki podkreślały po meczu, że wygraną dedykują trenerowi i jego żonie. – Chciałyśmy mu pomóc tym zwycięstwem, odjąć choć jeden problem – mówiła Katarzyna Gajgał, środkowa naszego zespołu.
Pierwszy set meczu z Belgią przywołał najlepsze wspomnienia związane z polską żeńską siatkówką. Rywalki nie miały wiele do powiedzenia zaskoczone mocną zagrywką. – Miałyśmy celować w Charlotte Leys, która na ogół ma kłopoty z przyjęciem – objaśniała taktykę naszej drużyny Gajgał. – Wiedziałyśmy, że gdy odrzucimy je od siatki, to będą kierować większość piłek do Virginie De Carne, leworęcznej atakującej, najskuteczniejszej w ich zespole.
Spotkanie z Belgią Polki rozpoczęły takim samym składem jak poprzednie. Rozgrywała Milena Sadurek, atakowała najskuteczniejsza w drużynie w tym turnieju Joanna Kaczor, przyjmowały Aleksandra Jagieło i Anna Barańska, na środku grały Gajgał i Agnieszka Bednarek-Kasza, a Mariola Zenik próbowała przypomnieć sobie, że jeszcze nie tak dawno uznawana była za jedną z najlepszych libero na świecie.
Tylko drugi przegrany set pozostawił niedosyt, ale kolejne pozwoliły zapomnieć o chwilach słabości Polek. Tym razem najskuteczniejsza w naszym zespole była Barańska – zdobyła 18 punktów. Bednarek też radziła sobie znakomicie (14), punktując więcej niż atakująca Kaczor (11) i skrzydłowa Jagieło (13).