Reklama

Brazylia faworytem do złota mistrzostw świata

W półfinałach mistrzostw świata w sobotę zagrają w Rzymie Włochy z Brazylią i Serbia z Kubą. Finał w niedzielę o godz. 21.

Aktualizacja: 08.10.2010 22:26 Publikacja: 08.10.2010 22:23

Włoski siatkarz Luigi Mastrangeli

Włoski siatkarz Luigi Mastrangeli

Foto: AFP

Tytułu wywalczonego cztery lata temu w Japonii po finałowym zwycięstwie z Polską 3:0 bronią Brazylijczycy, którzy w Rzymie też będą faworytami. Mają znakomitych zawodników i trenera, który wierzy, że tylko ciężka praca daje pewność siebie w najtrudniejszych momentach i pozwala wygrywać.

Włosi awansowali do finałowej czwórki po 12 latach przerwy. Czasy, gdy trzykrotnie zdobywali tytuł najlepszych na świecie, to przeszłość, ale grają u siebie. Najpierw pomógł im kontrowersyjny regulamin, dojechali do Rzymu bez wysiłku, trafiając na słabszych rywali, teraz mogą liczyć na ponad 10 tysięcy ludzi, którzy w sobotni wieczór przyjdą do hali PalaLottomatica. Pięć lat temu taki doping pomógł im wygrać z Rosją i zostać mistrzami Europy.

Z tamtego złotego zespołu zostali najważniejsi gracze: rozgrywający Valerio Vermiglio, środkowy Luigi Mastrangelo, atakujący Alessandro Fei i przyjmujący Matej Cernic. Ci, którzy byli wtedy zmiennikami, Cristian Savani i Michał Łasko, są bardziej dojrzali.

To widać, gdy wychodzą na boisko. Savani jest podstawowym graczem, a Łasko zdobył najważniejsze punkty w meczu z Francją.

Na razie trwa wojna na słowa. Włosi przypominają Brazylijczykom spotkanie z Bułgarią w Ankonie, w którym canarinhos zrobili wszystko, by przegrać. Ci w odpowiedzi wypominają gospodarzom nieszczęsny system rozgrywek, który tak bardzo wykoślawił te mistrzostwa. Porażka Brazylii byłaby sensacją, a Włochów nie.

Reklama
Reklama

Ciekawszy może być drugi półfinał. Kubańczycy przyjechali do Włoch w 12-osobowym składzie, bo nie stać ich było na zapłacenie za dodatkowych dwóch zawodników. Pomimo to nie kombinowali, grali, by wygrać, a nie przegrać. To oni skaczą najwyżej, najefektowniej atakują i blokują, ale czasami krew im się burzy za bardzo.

Największe gwiazdy Serbów, rozgrywający Nikola Grbić i atakujący Ivan Miljković, wygrywały już igrzyska olimpijskie i mistrzostwa Europy, ale złotego medalu mistrzostw świata nie mają. Zrobią więc wszystko, by uzupełnić kolekcję. Jeśli w sobotę Serbia pokona Kubę i w finale trafi na Brazylię, to – jak uczy historia spotkań tych drużyn – spektakl będzie wyborny.

Tytułu wywalczonego cztery lata temu w Japonii po finałowym zwycięstwie z Polską 3:0 bronią Brazylijczycy, którzy w Rzymie też będą faworytami. Mają znakomitych zawodników i trenera, który wierzy, że tylko ciężka praca daje pewność siebie w najtrudniejszych momentach i pozwala wygrywać.

Włosi awansowali do finałowej czwórki po 12 latach przerwy. Czasy, gdy trzykrotnie zdobywali tytuł najlepszych na świecie, to przeszłość, ale grają u siebie. Najpierw pomógł im kontrowersyjny regulamin, dojechali do Rzymu bez wysiłku, trafiając na słabszych rywali, teraz mogą liczyć na ponad 10 tysięcy ludzi, którzy w sobotni wieczór przyjdą do hali PalaLottomatica. Pięć lat temu taki doping pomógł im wygrać z Rosją i zostać mistrzami Europy.

Reklama
Siatkówka
Startuje PlusLiga siatkarzy. Nowi bohaterowie się przydadzą
Materiał Promocyjny
UltraGrip Performance 3 wyznacza nowy standard w swojej klasie
Siatkówka
Jakub Kochanowski dla „Rzeczpospolitej". „Nie ma czasu na refleksje i odpoczynek"
Siatkówka
Tomasz Fornal dla „Rzeczpospolitej". „Mieliśmy swoje problemy, których nie udało się przezwyciężyć"
Siatkówka
Mistrzostwa świata siatkarzy. Syndrom sezonu poolimpijskiego
Materiał Promocyjny
Raport o polskim rynku dostaw poza domem
Siatkówka
Mistrzostwa świata siatkarzy. Męczarnie na koniec, ale Polacy mają medal
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Reklama
Reklama