Trener Jerzy Matlak mówi, że to nie jest ani sukces, ani klęska. – Od awansu do grupy drużyn bijących się o miejsca pięć – osiem dzieliły nas tylko cztery punkty – przypomina. Wiele jednak wskazuje, że Matlak tak jak trener męskiej reprezentacji Daniel Castellani może po powrocie z mistrzostw stracić pracę.
Polki miały w MŚ prostą drogę do strefy medalowej, a jednak się na niej zagubiły. Przegrały wygrane mecze z Japonią i Serbią i później grały z nożem na gardle.
W meczu z Turcją uciekła kolejna szansa: Polki stać było na zwycięstwo tak wysokie, by wyprzedzić Turczynki w tabeli i awansować do grupy walczącej o miejsca pięć – osiem. W ostatnim secie prowadziły już 18: 12, ale seria błędów przekreśliła wysiłek. Polską drużynę jak zwykle ciągnęły niezmordowana Małgorzata Glinka-Mogentale i Anna Werblińska, skuteczna była też Joanna Kaczor.
W sobotę rywalem drużyny Matlaka będą Holenderki. Zwycięzca zagra o dziewiąte miejsce z lepszym w meczu Chiny – Kuba. Stawką jest 40 punktów FIVB, które mogą być bardzo ważne w walce o igrzyska w Londynie.
Grupa rywalizująca o miejsca 9 – 12 to w tych mistrzostwach całkiem dobre towarzystwo. Holenderki to wicemistrzynie Europy, Chinki są brązowymi medalistkami igrzysk w Pekinie. A Kuba zawsze potrafi być groźna dla najlepszych, o czym przekonały się Włoszki, aktualne mistrzynie Europy, przegrywając w tie-breaku. Gdyby wygrały, miałyby szanse na medal. Serbki, brązowe medalistki poprzednich mistrzostw, też nie staną w Japonii na podium.