Andrea Anastasi, nowy włoski trener polskiej drużyny jest konsekwentny. Postawił na tych, których sprawdził w dwóch towarzyskich spotkaniach z Rosją i się nie zawiódł. Łukasz Żygadło, Zbigniew Bartman, Bartosz Kurek, Michał Ruciak, Piotr Nowakowski i Grzegorz Kosok, oraz Krzysztof Ignaczak w roli libero: oni zaczynali i kończyli.
Początek nie był pomyślny. Mistrzowie olimpijscy z Pekinu prowadzili 2:0, ale już kilka minut później przegrywali 2:8 i sprawiali wrażenie, że nie wiedzą, co się dzieje. Konsternacja trwała krótko, próbowali wziąć się w garść, rzucili się w pogoń, część strat odrobili, ale ostatnie słowo należało do Polaków, podobnie jak w dwóch kolejnych setach.
W drugim prowadzili 10:6, ale kolejne akcje należały do mistrzów Europy. Kiedy Kurek (23 pkt) otrzymywał odpowiednio dograną piłkę, był nie do zatrzymania, podobnie Bartman (15).
– To ma być drużyna walczaków – powtarza włoski trener. I na razie nie ma powodów do narzekań. Polacy, choć mają zapewniony udział w finale Ligi Światowej, walczą o każdą piłkę, a on z nimi. Kiedy coś się nie uda pociesza, kiedy trzeba chwali.
Alan Knipe, trener Amerykanów, mówi wprost: nie graliśmy tak, jak potrafimy. Anastasi usprawiedliwia rywali: wyszli na boisko po długiej podróży, w drugim meczu zagrają znacznie lepiej. Ten drugi w sobotę o 17.