Korespondencja z Wiednia
W Izmirze dwa lata temu była euforia. Argentyńczyk Daniel Castellani w pierwszym roku pracy z reprezentacją siatkarzy zdobył to, co nigdy nie udało się nawet Hubertowi Wagnerowi, najsłynniejszemu trenerowi polskiej siatkówki.
Co więcej, Castellani wygrał w Turcji złoto bez asów: Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego i Sebastiana Świderskiego, których zmogły kontuzje. Na mistrzostwa do Czech i Austrii jego następca Andrea Anastasi też nie mógł zabrać wszystkich najlepszych. Oprócz wymienionej trójki nie było też Pawła Zagumnego i Daniela Plińskiego, którzy postanowili odpocząć po trudach ligi.
Dwa razy na podium
Anastasi przyznał, że na początku pracy w Polsce był załamany, bo nie spodziewał się, że spotka go tyle problemów. Wtedy jeszcze nie wiedział, że Zbigniew Bartman, którego przestawił na pozycję atakującego, dozna kontuzji w pierwszej fazie finałowego turnieju Ligi Światowej i w mistrzostwach też mu nie pomoże. Ale to nie przeszkodziło Polakom, zarówno w Gdańsku, jak i w Wiedniu, stanąć na podium, choć w Czechach i Austrii nasi siatkarze byli jedynymi, którzy grali w trzech różnych halach.
W lipcu Anastasi mówił, że sukces w LŚ nie odzwierciedla pozycji naszego zespołu w światowej hierarchii. – Nie jesteśmy trzecim zespołem na świecie, ale pokazaliśmy, że potrafimy walczyć – studził nastroje po finałach w Ergo Arenie.