Na koniec roku, patrząc na wyniki naszych reprezentacji, uśmiechamy się szeroko, czy jednak trochę kwaśno, bo czekaliśmy na olimpijskie złoto?
Radość ze srebra jest ogromna, bo zostało zdobyte w trudnych okolicznościach. Nikola Grbić wierzył w swoich chłopaków i to było balansowanie na granicy rozsądku, bo gotowych do gry zostawił w domu. Niektórzy medal traktują w kategoriach cudu. Dzisiaj nie ma to znaczenia. Powinniśmy być bardzo zadowoleni z wyniku, choć od męskiej reprezentacji zawsze oczekujemy walki o złoto. Zawodnicy i trener po finale nie potrafili się spontanicznie cieszyć, ale szybko ich uczucia się zmieniły. Należymy do ścisłej światowej czołówki od lat, mamy chyba największy potencjał, stąd te oczekiwania, które może są trochę wygórowane.
Przynajmniej Polacy przeszli przez ćwierćfinał...
To była nasza zmora. Wcześniej mieliśmy dwa razy potencjał na zdobycie medalu: w Tokio i Londynie. Nie zawsze udaje się jednak wszystko zrealizować.
Czytaj więcej
Igrzyska w Paryżu były listem miłosnym do sportu i wyglądały dokładnie tak, jak zaplanowali oraz wymarzyli sobie Francuzi. Kolejne wyprodukuje nam fabryka snów.
Czemu potencjał długo był taki nierówny – u mężczyzn kłopoty bogactwa, u kobiet przez wiele lat posucha – skoro system szkolenia działa tak samo?
Dziewczyny wyrwały się z marazmu i niewiary. Spotkały się różne pokolenia: z jednej strony Joanna Wołosz, a z drugiej Martyna Czyrniańska. Taka mieszanka daje najlepsze efekty. Obecnie reprezentacja ma fantastyczne warunki fizyczne, a grupa z czasów Jacka Nawrockiego tego nie miała. Przez to pokonanie potęg stawało się nierealne. A czemu Polkom nie zdarzały się takie gwiazdy o świetnych warunkach fizycznych? Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć.
Nie dało się tego nadrobić organizacją gry?
U kobiet jedna lub dwie wybitne siatkarki potrafią zrobić różnicę. Nie lubię żeńskiej reprezentacji Serbii, ale tam tak to działało. To samo było u Chinek i Koreanek.