Korespondencja z Katowic
Brazylijczycy w latach 2002-2010 zdobyli mistrzostwo świata trzy razy z rzędu, dwa kolejne mundiale kończyły się zwycięstwami Polaków. Nasi siatkarze w finale pokonywali 3:1 i 3:0 - a jakże - Brazylijczyków. Tylko dwukrotnie w XXI wieku do walki o trofeum przystąpiły inne drużyny, srebro wyrwali Rosjanie oraz Kubańczycy. Teraz szansę dostanie kolejna ekipa, bo drabinka turnieju połączyła Polaków i Brazylijczyków już w półfinale.
Zespół Nikoli Grbicia był w gronie trzech, czterech głównych kandydatów do złota. Drużynę z Ameryki Południowej eksperci wymieniali rzadziej, bo Brazylijczycy dwie ostatnie imprezy rangi światowej - igrzyska olimpijskie oraz Ligę Narodów - kończyli poza podium. - Mogłoby się wydawać, że gramy bez presji, ale ona towarzyszy nam zawsze, kiedy zakładamy kanarkową koszulkę, bo oczekiwania w kraju są ogromne - zaznacza jednak kapitan Bruno Rezende.
Czytaj więcej
- To był najlepszy mecz turnieju i jeśli ktoś go przegapił, to niech żałuje. Atmosfera była elektryczna, a napięcie mogliśmy ciąć nożem - mówi kapitan reprezentacji Polski Bartosz Kurek po wygranym ćwierćfinale mistrzostw świata. Polacy pokonali w Gliwicach Amerykanów 3:2.
On oraz Lucas są ostatnimi ogniwami łączącymi dzisiejszą reprezentację z drużyną, która w 2010 roku sięgnęła po złoto mundialu. - Chcę przekazać dziedzictwo - mówi Bruno. - Napisał w koszulce reprezentacji cudowną historię i jest dla nas jak ojciec. Musimy podźwignąć odpowiedzialność, jaka spada na nasze barki. Może ten mundial to faktycznie czas na nas, na młodych - potwierdza Fernando, który zastąpił Rezende w roli pierwszego brazylijskiego rozgrywającego.