Po pierwszym, nieoczekiwanie przegranym secie Marco Bonitta chodził przy bocznej linii mocno zdenerwowany. Nie pomogło wprowadzenie przy stanie 21:15 dla Tajek Katarzyny Skowrońskiej Dolaty i drugiej rozgrywającej Katarzyny Skorupy. Straty były zbyt duże. Z twarzy włoskiego trenera Polek uśmiech zniknął znacznie wcześniej, gdy niższe o głowę Azjatki w połowie tej partii odskoczyły na trzy punkty (12:9). - Głowa i jeszcze raz głowa, to jest najważniejszy problem - powie później Bonitta, gdy już opadną emocje. - Nie potrafię tego wytłumaczyć. Jest dobrze, gra układa się po naszej myśli, a po chwili wszystko się rozpada, choć nie ma żadnych oznak, że tak się stanie. - Na boisku był smutek. Cienia uśmiechu, komunikacji. Próbowałam krzyczeć z miejsca dla rezerwowych, ale to nic nie dało. Wierzyłam, że jak wejdę, to coś zmienię - mówiła po meczu Skowrońska, która zastąpiła Annę Podolec i zdobyła 18 punktów ze skutecznością 53,33 procent. Tylko Małgorzata Glinka Mogentale, najlepsza atakująca turnieju zdobyła ich więcej (21).
- To jest właśnie siłą naszego zespołu. Na każdej pozycji są dwie równe dziewczyny. Nieważne, która zaczyna, a która kończy. Najważniejsze, że trener może na każdą liczyć - tłumaczyła Skowrońska.
W drugim secie Tajki nie istniały (25:14), w trzecim też nie miały wiele do powiedzenia (25:19), ale w czwartym znów doprowadziły Bonittę do stanu przedzawałowego. Prowadziły z Polkami 6:0 i scenariusz z tie breakiem w tle stawał się realny. A piąty set to loteria. Nie mające nic do stracenia niewysokie dziewczęta z Tajlandii mogłyby sprawić sporo problemów zdenerwowanym Polkom. One nie miały nic do stracenia, a nasze siatkarki być może straciłyby życiową szansę.
Na szczęście Bonitta mógł tasować zawodniczkami jak talią kart. Wróciła na rozegranie Milena Sadurek, za Maszę Liktoras (6 bloków w meczu) weszła nie grająca do tej pory Eleonora Dziękiewicz, by wspomóc najlepiej serwującą turnieju, młodą środkową bloku Agnieszkę Bednarek. Wcześniej za Annę Barańską weszła kapitan Milena Rosner i tak zostało do końca. - Trener robił bardzo mądre zmiany. Miał nosa - skomentowała te siatkarskie szachy Liktoras.
Polki ruszyły w pogoń za Tajkami i dopadły je po kilku minutach. Był remis 15:15, a nieco później pierwsze prowadzenie (18:17) w tym nerwowym i dziwnym spotkaniu. Glinka grała jak za swych najlepszych lat, a spiker aż piał z zachwytu po jej potężnych atakach. Ostatni punkt zdobyła Skowrońska, a z trybun popłynęło chóralne „Dziękujemy", bo polskich kibiców w Tokio nie zabrakło. Dziś mecz z Serbią, a w niedzielę na zakończenie turnieju spotkanie z Puerto Rico. Awans na igrzyska zapewniły sobie już Japonia i Serbia, a Polkom tylko kataklizm mógłby odebrać miejsce w premiowanej trójce. Nasze siatkarki musiałyby bardzo wysoko przegrać oba mecze, a Dominikana w podobnym stylu wygrać z Puerto Rico i Koreą Południową, co teoretycznie jest możliwe.